Febristh
Tereny Mieszańców => Stare Miasto => Tereny Leith'a => Wątek zaczęty przez: Leith w Lipiec 28, 2014, 16:29:15
-
(http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2011/203/9/9/99cfb24031d4e13f6aa1145a50d90193-d41bkpn.jpg)
Piękne jezioro w którym pływa wiele kolorowych ryb.
-
Wreszcie znalazł się na swoim terenie. Postanowił poczekać na Zuzm, która mu towarzyszyła.
-
weszła i podeszła do Leith
-I dokąd teraz?
-
- Jesteśmy już na moim terenie. Teraz po prostu iść przed siebie. Moje tereny to nie jest aż taki labirynt - powiedział. Szedł śmiałym krokiem lecz co jakiś czas się chwiał.
- Dawno tutaj nie byłem.. - popatrzył na jezioro.
-
-Ładne jeziorko. Ja nie mam swojego terenu. Po prostu dom. -Stanęłam i podeszłam do wody, tafla była zupełnie gładka.
-
- Mhm. Tylko nie podchodź za blisko bo pływające w nim ryby nie lubią towarzystwa takich osób jak my.. Mnie wiele razy ochlapały co nie było fajne - podszedł do dziewczyny.
-
-Jak to my? Ja nie jestem żniwiarzem. - Zaśmiała się i cofnęła
-
- Nie o to mi chodziło.. Wiem, że nie jesteś Żniwiarzem, ale jesteś człekokształtna jak ja - zachichotał.
-
-nie lubią człekokształtnych? A to mądre ryby -Zaśmiała się
-
- Nie lubią.. - westchnął - to ja się nimi opiekuję i karmię je a one mnie ochlapują. Złe ryby. Nie ma to jak wdzięczność..
-
-Większość ludzi się tak odwdzięcza. A jakie to ryby?
-
- Jakieś tam tęczowe pstrągi. - mruknął i podszedł do jeziora. Schylił się. Nagle przed nim wyskoczyła czerwona ryba ochlapując go. Leith złapał rybę za ogon.
- Zła ryba.
-
-Właśnie złapałeś sobie kolacje -Zaśmiała się i podeszła do niego
-
- Kolację? - skrzywił się - nie przepadam za rybami.. Ale również za mały wybryk jej nie uśmiercę. - odłożył rybę do wody.
-
Uśmiechnęła się... On jest taki dziwny, może śmierć, może ma tysiąc lat, a taki wychowany i kochający i takie tam pierdoły. Tak czy tak mi się to podoba.
-Dobra mam cie doprowadzić do domu a nie do jeziora... na razie to jest jakbym lorda zostawiła na jego podwórku
-
- Mhm - przytaknął i wstał.
- Niedaleko jesteśmy mojego domu - rozciągnął się.
-
-To dobrze. -Zaczęła iść do przodu
-
Ruszył za dziewczyną. Czuł, że jego dom jest blisko, więc się nie przejmował już niczym.
-
-Czy to to? -wskazała ręką coś na horyzoncie
-
- Moja wieża - odparł - Nie mała jest ta wieża dlatego aż stąd ją widać.
-
-Nie boisz się, że się zawali? Może stale ją odnawiasz -Zwolniła aby iść obok niego
-
- Nie ma obaw - uśmiechnął się - dawno nic nie odpadło i nie trzeba było odbudowywać.
-
-To dobrze, i tak nic by ci się nie stało, ale gdzie byś spał? Chyba, że nie musisz spać.- powoli się zbliżali
-
- Oczywiście, że muszę spać - zachichotał.
- Gdyby wieża się zawaliła, najprawdopodobniej wynająłbym sobie mieszkanie w mieście.
-
-Jeszcze by cie okradli, a za kare oderwał byś im głowy. -Zaśmiała się, chciałaby to zobaczyć -Nie masz przyjaciół? Znajomych? Może oni by cie przenocowali? -I tak chciałaby zobaczyć odrywanie ludziom głowy.
-
- No w sumie racja, ale skoro mam swoją wieżę, to nie mam się czego obawiać - uśmiechnął się
- Co do tych przyjaciół i tak dalej.. No cóż.. Miałem, ale wszyscy nie żyją.
-
-Szkoda...- Klepnęła go po ramieniu. Już stali bod bramą -Mam dalej ci doprowadzić, czy trzymasz tam jakieś mroczne sekrety?
-
- Nie mam tam żadnych mrocznych sekretów. Możesz przyjść - uśmiechnął się i przeszedł przez bramę.
-
Poszła za nim (wyszła z podwórka)