Febristh
Dzikie tereny => Akademia => Wątek zaczęty przez: Zuzm w Sierpień 01, 2014, 18:40:21
-
Akademia wydaje się nie być...Akademią? Wygląda jak stojące głazy - dwa stojące i na nich jeden leżący z napisaną cyfrą po rzymsku. Od I do VI. Lepiej nie wchodzić do byle jakich "drzwi", można trafić w różne miejsca. Czasami lepiej po prostu odejść i zostawić to w spokoju.
(http://www.8thingstodo.com/wp-content/uploads/2013/01/Stonehenge-at-Night.jpg)
-
Weszła powolnym krokiem, stanęła po środku skał i czekała na Draconema
-Tylko się, nie zmęcz
-
Weszła rozglądając się dookoła. Podeszła do Zuzm.
-
-Pamiętaj, nie wchodź tam gdzie nie wiesz. Jak sala nie jest zaangażowana, to trafisz, do niezbadanej przestrzeni. -Zaśmiała się i weszła między skały z wyrytym III. Już po pierwszym kroku zniknęła
-
Draconem niepewnie przekroczyła próg "drzwi'' .
-
Znowu weszła, prowadząc za sobą Leitha. Kiedy doszedł do środka, powtórzyła, to co już raz mówiła
-Pamiętaj, nie wchodź do byłe jakiej sali, Jeżeli sala jest nieużywana, to trafisz, w niezbadaną przestrzeń i będziesz czekać aż cię uwolnię. A teraz, do 3! -Poszła w stronę jednego z przejść i zniknęła za bramą
-
Poszedł za Zuzm.
-
Znowu wspięła się na wzgórze. Teraz już nie miała do kogo mówić. Stanęła po środku, jednak po chwili usiadła. Rozpięła bluzę i patrzyła na zachodzące słońce. Ostatnie ciepło delikatni muskało jej ciało.
-
Podeszła do głazów. Rozejrzała się i ujrzała Zu. Skokiem znalazła się tuż obok niej i musnęła nosem jej ramię. Ja tu jestem! zdawała się mówić.
-
spadam na kilka dłuższych chwil, ale wrócę. Niedługo xd
-
-Oh, no już już, wstaję. Sueil? Po co przybiegłaś? -Powolnie się podniosła -Chcesz zwierza? Jeśli tak to musisz mówić -Zaśmiała się.
-
Uśmiechnęła się po tygrysiemu, a po chwili ten sam uśmiech był na twarzy zmęczonej uzdrowicielki. Zmieniona spojrzała na Zuzm.
- to tu się dostaje zwierza? To bardzo dobrze trafiłam - powiedziała.
jak widać wyżej, wróciłam !
-
-No dobra, zatem, nie wchodź do nieznanej ci bramy, jeżeli świat do którego się przeniesiesz, nie jest używany, trafisz do bezdennej dziury i będziesz czekać, aż usłyszę, twoje jęki i cię wyjmę. -Uśmiechnęła się radośnie. -Zwierzaki są w 3, o -rozglądała się po kamieniach -Tam! -Wskazała na jednego -tam, jest bezpiecznie, nigdzie nie ma równie bezpiecznie. -Przeszła przez bramę i zniknęła patrząc się na Sueil
-
Spojrzała na bramy z przerażeniem. Nienawidziła takich 'drzwi'. Z wahaniem weszła za Zuzm
-
Weszła z Leithem i Ev. Powoli stanęła na trawie.
-Wysiadka!
-
Zeskoczył na ziemię i chwycił się za bolący brzuch.
- Ugh.. Nie dość, że mam pocięty brzuch to jeszcze mi nie dobrze.. - warknął.
-
Zeszła z Draco, znów czując spływającą krew po głowie. - Ale już po wszystkim Leith ^^
-
-No dobra to do jakich drzwi idziemy?
-
- Tobie to tak łatwo powiedzieć Evvie - mruknął po czym spróbował się podnieść. Podpierał się swoją kosą i trochę utykał na lewą nogę.
-
-Gdzie idziemy.-Zapytała ponownie.
-
Wiem, ale tylko stwierdzam fakt... podziwiam, ja gdybym miała taki lęk, bym tego nie zrobiła... nie jestem silna w środku.
-
- o, chyba do sali nr 2... tak mi się zdaje...
-
- Może do drugiej? - zamyślił się.
- Wiem, że stwierdzasz fakt. I jeżeli chodzi o moją siłę wewnętrzną, czyli psychiczną to po prostu mam już ją wyćwiczoną - odparł.
-
-Dobrze za ten chodźmy. Pierwszy idzie Leith.
-
- Czemu ja? - skrzywił się i utykając poszedł do drzwi i wszedł do środka.
-
________________________________________________________________________
ok, ja wrócę za jakiś czas... niech będzie, że ją ktoś tam gdzieś leczy w innej sali, a was przydzielono do innej.
-
-Żebyś nie uciekł.
-----------------
ok
-
-Dobra idę do sali 3.
-
Wyszła z sali nr 3 razem z Amigo i rozejrzała się.
- chodź maleńki, idziemy - zmieniła się w tygrysa i dała znak zwierzątku by wskoczył na nią. Odbiegli
-
Wyszła na dwór ze swoim nowym towarzyszem i wzięła głęboki oddech. - Miłe, chłodne powietrze, co nie? - Spojrzała na zwierzątko, które pokiwało główką na tak. - Chmm... jeszcze dziś Ci wybiorę jakieś imię... musi pasować ^^ - wyszli.
-
Wleciał. Leith na plecach, po bokach Deadly i Delgado. Od razu zaczęła myśleć o dziewczynie. Ledwo dotknęła łapami ziemi, już była człowiekiem. Kilka razy zgrabnie się wywinęła i przy uderzeniu o ziemie, leżała na Chłopaku. Wplotła palce w jego włosy i pocałowała.
-
Uśmiechnął się. Nie sądził, że tak skończy się lot, ale to jest lepsze niż sobie wyobrażał. Obią ją. Był ucieszony tą chwilą. Czuł jakby nie widzieli się przez długi czas. Cały czas patrzył swymi czerwonymi ślepiami na nią.
- Wiesz, że dla Ciebie zrobiłbym wszystko..? - wyszeptał jej do ucha.
-
-Ja dla ciebie też... -Zaśmiała się.
-
Zaśmiał się cicho. Cieszyło go to jak się cieszy i śmieje.
- Naprawdę? - spojrzał na nią pytająco z uśmieszkiem - a zostaniesz tylko moja?
-
-Zostanę... -Wtuliła się w niego mocniej, taki ciepły.
-
Ucieszył się tą odpowiedzią. Pogładził ją po włosach. Czuł jaka ona jest spokojna i jak jej serduszko bije. Pocałował ją w głowę po czym spojrzał w niebo. Czuł się jak najszczęśliwsza istota na świecie.
-
Nie chciała wstawać. Ale kiedyś musi. To chyba nie będzie takie proste jak się wydaje.
-
Wtulił nos w jej włosy. Przyjemnie pachniały. Zamknął oczy i uśmiechał się lekko. Nie miał ochoty jej puszczać albo zostawiać. Zacząłby tęsknić jak pies za swym panem. Najchętniej to zabrałby ją do siebie i chodziłby za nią krok w krok, żeby wiedzieć, że nic się jej nie stanie. Deadly wylądowała na ziemi i lekko przekrzywiła głowę. Jej wyraz pyszczka był nieco śmieszny. Wyglądała jakby się pytała ,,Co robicie?'' lub coś w tym stylu.
-
Zaśmiała się, wyciągnęła rękę w stronę Nietoperza i pogłaskała po głowie.
-Chyba już muszę wstać -Podciągnęła cię i usiadła... na nim, no ale jest postęp.
-
Przekrzywił lekko głowę i również się podniósł.
- Musisz..? - szepnął jej do ucha. Jego głos zawierał nutkę łakomstwa i chęci do.. Więcej? Podparł się rękoma i popatrzył jej w oczy. Jego zaś migotały.
-
-Muszę... -Spojrzała w jego łakome spojrzenie. Przyłożyła swoje usta do jego.
-
,,Gdybym był psem to bym zamerdał ogonem ze szczęścia'' pomyślał. Pocałował ją tak jak lubił. Sprawiało mu to wiele przyjemności.
- Po co..? - wymruczał.
-
Delikatnie oderwała usta
-Salomon omówił mnie na trening z jakimś towarzyszem. -Po chwili liznęła go po nosie.
-
Zamyślił się. Po chwili przyłożył swój nos do jej i spojrzał jej w oczy. Patrzył na nią łagodnym i radosnym wzrokiem. Gdy się tak patrzył uśmiechał się.
- I nie może Ci tego przełożyć..? - zarechotał cicho - na pewno by Cie wysłuchał i spełnił Twą prośbę gdybyś go poprosiła.. - powiedział nieco cichszym głosem i otarł swój nos o jej jak to robią koty. ,,Jeszcze mruczenia brakuje..'' Pomyślał.
-
-Już za późno, przyszli. -Zamyśliła się -Możesz pójść ze mną, i jak skończę, to ty wybierzesz gdzie idziemy. Co ty na to? -Uśmiechnęła się.
-
Pomyślał chwilę.
- No dobrze.. Popatrzę sobie jak pracujesz - zachichotał i pomiział ją pod brodą.
-
Delikatnie się oderwała, wstała i otrzepała. Poszła w stronę drzwi.
-Delgado! -Stworek wskoczył na jej dłoń. -Może ciebie też przy okazji potrenuję? -Spojrzała na Leitha i uśmiechnięta wkroczyła między skały.
-
Zachichotał pod nosem.
- Czemu nie - powiedział i wstał. Deadly od razu bez żadnego wołania wskoczyła na ramię Leith'a. Ten zaś ruszył za swą lubą.
-
Leciała wysoko na niebie, obserwując tutejsze tereny. Widziała jednak tylko puste rozległe tereny porośnięte trawami i kwiatami. Znudzona monotonnym widokiem przyspieszyła lotu, aż zauważyła coś, co rzuciło jej się w oczy. Krąg kamieni, niektóre stały, niektóre były przewrócone. Niby nic fantastycznego, ale coś jej mówiło, że to miejsce nie jest zwykłe. Wylądowała zgrabnie na trawie i spojrzała na głazy. Zauważyła na nich narysowane liczby rzymskie. Po co ktoś miałby to robić? Wtedy zauważyła, że kamienie są jakby drzwiami. Podeszła do tej z napisem III. Zawsze lubiła tą liczbę. Zaciekawiona przeszła przez skałę.
-
Weszła. Naga prowadząc Delgado i jakiegoś przyjaznego kundla. Dość często zwozi takie zwierzęta do akademii. Przez chwilę się wahała jednak weszła do weterynariatu.
-
Znowu się pojawiła. Prubowała przez całą drogę być twarda, jednak na ostatniej prostej, jest wszystkiego za dużo. Podeszła do skały, udeżyła pięścią w kamień,później drugi raz, i kolejny. Uderzała raz za razem, zdzierając skórę z kostek. Oparła głowę o skałę i dała upust łzom.
-Niech cie czlag! Dlaczego tak jest?! -Uderzyła w kamień tak mocno, że delikatnie się poruszył. Opadła na kolana, przycisnęła twarz do zimnego kamienia i płakała. -Ja chciałam to wyjaśnić, a ty już mnie skreśliłeś! Przez jakegoś podstarzałego grubasa i niedorzywione dziecko! Ty głupi! Niedorobiony mieszańcu! -wykrzykiwała kolejne obelgi pod jego adresem, sącząc soczyste łzy.
-
-Idiota! -Krzyknęła w stronę pustki. -Głupi mieszaniec, stanął w obronie słabszych! -Wytarła łzy. -Nie! Teraz dam radę idioto! Nie potrzebuję pomocy starszego braciszka! -Mówiła powoli i spokojnie, po chwili jej wnętrze wypełniła nienawiść -Kto by się zadawał z nieudanym eksperymentem... -Mruknęła, Później kilka soczystych przekleństw na świat i weszła do sali nr.3
-
Weszła.
Dziwne miejsce- Pomyślała.- Tu są jakieś liczby... 1... 2... 3! Idę do trzy!- Powiedziała do siebie.
Najpierw jedna noga a potem... znikła (wyszła).
-
Weszła, uśmiechnięta. Jej Koszmar również bardzo lubił się uczyć nowych rzeczy. Rozglądała się po czym weszła do trójki. Wyszła.
-
Wyszła uśmiechnięta z nowym zwierzątkiem, przed oczami mignęło jej dziwne zwierze.
-
Amon szedł tam gdzie go nogi zabiorą i dotarł aż tutaj. Ciekawe miejsce. Pomyślał. Wydawało się mu takie tajemnicze i warte do zwiedzenia. Podszedł bliżej do dziwnej konstrukcji i zaczął się niej przyglądać jakby był w muzeum. Zobaczył, że na jednym z dziwnych kamieni jest napisane ,,3''. Postanowił, że tam pójdzie.
//Wyszedł.
-
Po długiej drodze wreszcie dotarł do Akademii. Jego podopieczna widząc kępy trawy rzuciła się na nie i zaczęła je jeść.
- Deadly, co Ty robisz!? - oburzył się Leith widząc to jak jego towarzyszka je trawę. Od razu wziął ją na ręce i jak najszybciej poszedł do Sali nr 3.
//Wyszedł
-
- Zatem chodźmy pozwiedzać świat.- Powiedziała do Koszmara. Uśmiechnął się i poleciał przed siebie. Drac zrobiła to co on.
/Wylecieli/