Febristh
Zmienna Ziemia => Chaszcze zamieszkane => Wątek zaczęty przez: Zuzm w Lipiec 30, 2014, 19:19:47
-
Zwyczajna, zawsze zamglona droga przez las.
(http://fc02.deviantart.net/fs71/f/2014/201/2/7/hge_15183d_by_heikogerlicher-d7rgh0e.jpg)
-
Szła w postaci tygrysa ścieżką, gdy naszła ją myśl, że bardzo dawno już nie była tak długo kotowatym. Nagle poczuła z krzaków przyjemną woń zwierzątka i trującej roślinki. Bezszelestnie podkradła się do zwierzęcia i rzuciła się na nie. Po skonsumowaniu obiadu, podeszła do wyczutej wcześniej rośliny i zmieniła się w człowieka, by zerwać ziele. Chwyciła je do ręki i zrozumiała, że nie ma jak go zabrać. Wreszcie włożyła kwiatek za pasek, zmieniła się w tygrysa i odbiegła.
-
Podczas drogi puścił dłoń Zuzm, lecz ciągle patrzył czy biegnie za nim. Las, mgła, super. Zatrzymał się przy jakimś drzewie, o który oparł się ręką i próbował wyrównać oddech. W pobliżu było słychać porykiwania różnych zwierząt, jednak chociaż chciał je wypatrzeć to przez mgłę zbytnio mu to nie wyszło.
-
Została zaciągnięta aż tu
-Ej co ty robisz? -Zaśmiała się. -Do czego próbujesz dojść? -Patrzyła na niego jak na dziwaka
-
- Jak mówiłem; mam pomysł. Mam nadzieję, że choć trochę się zmęczyłaś tym biegiem? - spytał wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha, nawet w oczach pojawiły się jakieś iskierki wariata.
-Teraz musimy znaleźć, albo czekać aż to coś nas znajdzie, ale to chyba musimy wejść w głąb lasu, najlepiej byś biegła, by tętno przyspieszyło, byś miała zajęcie, no... zero skupienia na smoczku - oznajmił i skręcił w prawo, zbaczając ze ścieżki, wchodząc coraz głębiej w las.
//Dobra, ja na parę godzin znikam, ale postaram się jeszcze dziś odpisać. :) //
-
-Co? -Jęknęła i ruszyła za nim -O jakie coś ci chodzi? -Próbowała złapać stały rytm, ale biegając po lesie to ciężko.
-----------
Mam coś na nas nasłać?
-
Szedł coraz dalej, las stawał się coraz dzikszy, nikt tu nie chodził, brak wydeptanych ścieżek, coraz więcej krzaków. Co jakiś czas musiał się schylać by przejść pod gałęziami, czasami odsuwał je rękami. Przystanął dopiero przy jakimś potoku.
- O jakieś wściekłe coś. - odparł. Drugi brzeg był dość blisko, rozpęd i porządny skok i powinno być. Potok może i wąski, ale wydawał się dość głęboki, a woda rwąca.
//Fajnie by było :) //
-
-Co ty chcesz w ogóle zrobić? -Szła za nim, powtarzając wszystkie czynności. -Ej czekaj, -Złapała go za ramie, uspokoiła oddech i popatrzyła w oczy -Gadaj. Gadaj i to już. Co cie tak na chaszcze naszło?
-
- Nie wiem dokładnie, coś mi mówi, że mam to zrobić, więc robię. Ogółem, to 'przyprzeć ciebie do muru' czy coś takiego. Wiesz, zero koncentracji itp. A jako człowiek zero szans z tym co szukam, więc będziesz musiała szybko działaś, skupić się i zrobić z siebie smoczunie. A jak nie znajdziemy tego czegoś, to zwołam... watahę? Na pewno żyją tu jakieś wilki, które na widok obcych na swoim terenie się wkurzą. Czyli, podsumowując, rzucam cię psom na pożarcie, ale spokojnie, będę obok. Oczywiście, nie będę ci pomagał, sama sobie będziesz musiała poradzić... i no, smoczunia, będzie dobrze. Jak nauczysz się w takiej sytuacji wywołać szybką przemianę to potem powinnaś kontrolować to. A jak kiedyś zdarzy ci się przypadkowo zmienić w gadzinkę, to powinnaś szybko z powrotem być człowiekiem. No dobra, nagadałem się dość, skaczesz czy mam cię przenieść? - uśmiechał się szeroko, jakby kompletnie mu odbiło. Spojrzał na wodę i czekał na odpowiedź Zuzm. To 'nie będę ci pomagał' oczywiście nie było na serio, gdyby... sytuacja była tragiczna to wiadomo, będzie ratował, w końcu on ją tu ciągnie... no chyba, że ona teraz zwieje, choć nie powinna, sama chciała by on ją 'uczył', choć zapewniał, iż się do tego nie nadaje. A teraz wyszło, że jego metody są dość... dziwne.
-
-Co... Nie dobra... Nie możemy przejść wzdłuż? Znaleźć kamieni do przejścia? Nie chce przechodzić. -Puściła jego ramie i podeszła do rzeki, żeby na nią popatrzeć. Przez dziury między liśćmi zauważyła Delgado latającego nad nimi, aż się rozpromieniła.
-
- Jak chcesz to idź, ja skaczę bo krócej - powiedziawszy to, wziął niewielki rozpęd i skoczył... lecz nie doskoczył. Prawą stopą dotknął drugiego brzegu, jednak ów stopa ześlizgnęła się na mokrej ziemi i tak wpadł do wody, dobrze, że był jakiś korzeń, którego się złapał i wyszedł z wody. Wku... rzony spojrzał po sobie. Co za obciach pomyślał i nawet nie spojrzał na Zuzm, odwrócił się do niej plecami i zaczął się skupiać na ogniu, który buzuje w jego krwi. Niewielkimi ilościami wypuszczał go na zewnątrz tak, że po chwili był suchy, jednak...
-Taa, lepiej iść wzdłuż - mruknął, miało to zabrzmieć obojętnie, jednak było słychać tę nutkę zdenerwowania.
-
-No właśnie... -ruszyła wzdłuż brzegu, sprawdzała każdy kamień, jednak jak jeden był dobry, to dalej nie było kolejnego. Mimo to radosna skakała po wszystkich kamieniach po kolei. W sumie z łatwością by doskoczyła, ale chciała znaleźć idealne miejsce, które działało by w obie strony.
-
4 wilki ruszyły przez las, obudzone nieznanymi dźwiękami. Czarny, Biały, Brązowy i Szary. Czarny ruszył przodem. Bezszelestnie doszedł do strumienia i patrzył na oddalającą się parę. Biały wystąpił przede i zawył. Jak na rozkaz pozostałe ruszyły biegiem na ludzi.
-
Słońce powoli zaczęło się chować za horyzont. Jego złoto-pomarańczowe światło przebijało się przez liście drzew, jakby tak na koniec chciał się jeszcze z nami pożegnać. Nadchodzi noc, wkrótce powinno się coś zacząć dziać. I nie pomylił się, gdy tylko słońce całkowicie zaszło w lesie obudziło się całkiem inne życie. Teraz jest pora królowania ciemności i jej istot.
- No, przeskakuj - wciąż szedł wzdłuż brzegu, czekając aż Zuzm wreszcie znajdzie dobre miejsce by przejść, jednak takowe jakoś nie chciało się pojawić. Skupiał się teraz na otoczeniu, każdy, nawet najcichszy szelest nie unikał jego uwadze. Po chwili za nimi rozległo się wycie, warczenie. Wilki. Ciary przeszły po jego ciele ale ukrył to. Zacisnął rękę na kle wilka, który wisiał na łańcuszku na jego szyi gotów w każdej chwili przyjąć postać basiora.
-
-Co? -Zeskoczyła na swoją część rzeki. Odgrodzone od bestii. Ale to bardzo na nie długo. Przecież takie wilki przeskoczą tę rzekę z łatwością i ją rozszarpią, chwila... Spojrzała do góry
-Delgado! -Wyrwało się z jej ust. Stworzenie zleciało i strzeliło ogniem w stronę jednego z wilków.
-
Biały i brązowy przeskoczyły rzekę. Spojżały na Dziewczynę i zawarczały, kiedy kula poszybowała w ich stronę. Oba w tym samym momence zaczęły biec w jej stronę.
Czarny powoli szedł do Chłopaka, uważnie mu się przyglądając. Szary wyminął go i pędem ruszył w stronę chłopaka. Dostatecznie blisko, wyskoczył.
-
Wpatrywał się w wilki, lecz kątem oka i tak obserwował Zuzm. Zapewne w jej głowe panuje chaos. Jej nietoperek atakuje wilki, ona sama zaraz zostanie zaatakowana, pewnie dobrze o tym wie, bo jakżeby nie wiedzieć. W ciele tej drobnej dziewczynki długo nie wytrzyma.
-Głębokie oddechy, wyciszenie, skupienie, zmiana - powiedział szybko i dość głośno by słyszała, w ostatniej chwili zrobił unik przed atakiem wilka, który chciał na niego skoczył. Przeturlał się w bok i natychmiast stanął na nogach obserwując wilki, nawiązując z nimi kontakt wzrokowy, próbując telepatycznie im przekazać, że częściowo jest taki jak on. Ale gówno prawda, wcale nie jest taki jak on, na dodatek nie ma zdolności telepatycznych by im przekazać ten pierwszy kit. Na razie puścił kieł, może obejdzie się bez przemian.
-
-Ta łatwo ci powiedzieć! -Odsunęła się do tyłu, mimo to próbując się uspokoić.
Cicho.. cicho... Spokój, zupełny spokój.-Nie wychodziło jej to najlepiej. Wcale nie potrafiła się uspokoić. Nie chce być zjedzona, ale jak się zmieni, to zrani ich. A nie chce ich zranić. To się nazywał problem.
-
No łatwo, on już to opanował, ale nie powie tego na głos, to nie pora na takie rozmowy.
-Pragnij być tą smoczycą, tu, natychmiast, na chwilę wilki znikają, wszystko... normalnie na kilka sekund, jak się postarasz to powinno wystarczyć - odezwał się po chwili i wyjął zza pasa dwa srebrne sztylety.
-
Biały skoczył na dziewczynę przygniatając ją do ziemi. Zawarczał jej prosto w twarz. Brązowy stanął zaraz za białym.
Czarny podszedł na tyle blisko, że po jednym kroku, mógłby już bardzo celnie skoczyć. Szary poleciał dalej niż zamierzał. Zatrzymał się, obrucił i patrzył, na swojego dowódce.
-
Wpatrywała się w jego pysk. Po chwili odskoczył z jękiem. Kiedy podniosłą się, zauważyła jak Delgado, przygniata do ziemi napastnika. Jest trochę mniejszy od wilka, ale pokonuje go machając skrzydłami i zabierając orientacje. Jeszcze drugi. Podniosłą się i nachyliła trzymając ręce przed sobą.
-Dlaczego, nie noszę ze sobą broni...-Jęknęła półgłosem. Delgado dał za wygraną i tylko odrzucił stworzenie, na bok.
-
Chyba pomysł z wędrówkami po lesie nie wypali pomyślał i w tym momencie wywróciłby oczami gdyby to nie było takie dziewczyńskie. Chociaż kto powiedział, że to jest dziewczyńskie? W którejś książce tak było... i właściwie, tak, to jest babskie, dziewczyny ciągle tymi gałami wywracają. Już miał rzucić nożem w białego wilka, lecz nietoperałek był szybszy, więc Illiek skupił się na własnych przeciwnikach, którzy chyba stracili zainteresowanie nim. Może jednak ta telepatia działa?
- No i dość, stop, bliżej nie wolno, cenię sobie przestrzeń osobistą - oznajmił czarnemu i cofnął się kilka kroków, szykując sztyletu do możliwego ataku.
-
Brązowy szedł coraz bliżej dziewczyny, aż ugryzł ją po nodze. Biały w tym czasie prubował złąpać Delgado.
Czarny i szary, spojżał na siebie i w tym samym momencie ruszyły pędęm i skoczyły na Chłopaka. Oczywiście gryzły co popadnie.
-
Zaczęła machać nogą, aż odtrąciła stworzenie. Delgado splunął ogniem w stronę przeciwnika, choć nie widział swoich efektów.
-Spokojnie, jak się zmienisz to same odejdą. Spokojnie... -Spojrzała jak krew jej leciała z nogi. Przez całe życie nic jej nie atakowało, więc głupi wilk jest naprawde straszny.
-
-Nie słuchacie mnie w ogóle, a miałem być miły - udawał zasmuconego, by zaraz potem zaatakować tego czarnego, który chciał zaatakować jego głowę. Kilka uników, jednak i tak kły i pazury nieźle poharatały jego ciało, najbardziej nogi, plecy oraz ramiona. Zręcznie posługiwał się sztyletami, atakując oba wilki, rozcinając ich skórę w wielu miejscach, lecz w końcu czarnemu udało się przewrócić Illiuma na plecy. Zasyczał z bólu, taa, pogryzionymi plecami walnij o ziemię, fajne uczucie, polecam. Zamachnął się ręką i przeciął czarnemu szyję, tchawica, główna tętnica poszła... a Illium cały dosyfiony krwią, super. Zrzucił z siebie cielsko i wstał, szary na chwilę przystopował. Skapnął się, że tamten padł i się nieco wystraszył, jednak szybko mu przeszło, w miejsce lęku weszło mega wkurzenie. Blondyn odskoczył od srebrnej bestii wciąż mu się przyglądając, nieco kuśtykał, ale walczyć dalej mógł. Cholera, nie chciał go zabijać, tamtego też. Schował jeden sztylet i zerknął na dziewczynę, też nie jest w zbyt ciekawej sytuacji. Jednak ten pomysł był do kitu, nie wolno od razu tak na głęboką wodę wrzucać, takie coś to za wiele na początek, nie zdoła skupić się na tyle, by przemienić się... choć może Illium się pomyli. Skupił się na szarym wilki i na ogniu, który zaczął gromadzić w prawej dłoni. Gdy wilk przymierzył się do kolejnego ataku, chłopak otoczył go wysokim ogniem, zwierzę natychmiast przystopowało i zaczęło żałośnie skomleć choć nic mu nie było... no może nieco gorąco, ale dopóki nie spróbuje przeskakiwać, zbliżać się do ognia to nie spłonie. Dobra, te dwa z głowy, pora pomóc Zuzm, która po wszystkim na zawsze znienawidzi Illa.
-
Biały chwycił Stworzenie za nogę i przygniótł do ziemi. Brązowy skoczył na dziewczynę zabierając jej równowagę.
Czarny padł martwy a szary prubuje, przejść przez ogień.
-
Delgado zaczął się szamotać i tarzać z wilkiem. Zuzm padła na ziemie. Złapała wilka za pysk. Spojrzała jak Delgado ma rozrywaną nogę, przez ostre wilcze zęby. Najpierw przerażenie przemieniło się w nienawiść. Przygniotła Zwierze do ziemi.
-
Wilka machał kończynami na boki, jak każdy przygnieciony zwierzak do ziemi. Po chwili kość zachrzęściła, a czaszka rozłamała się na setki kawałków. krew i inne płyny ubrudziły, wszystko dookoła. Spojrzała na wilka gryzącego Delgado. Towarzysz już praktycznie się poddał. Dziewczyna złapała napastnika w objęcia i rozłożyła skrzydła, choć nadal była człowiekiem. Owinęła siebie i wilka w jeden kokon, nikt nie widział co się tam dzieje. Jedyne co, to, że skomlenie ustało
-
Wszedł spokojnym krokiem ciesząc się świeżym powietrzem i naturą, która go otaczała. Idąc tak przed siebie usłyszał dziwne piski wydobywające się z jakiegoś kokona? No coś na ten wzór. Podszedł bliżej, a Deadly nerwowo wzbiła się w powietrze oglądając z góry co się dzieje. Leith trzymał odpowiedni dystans od źródła pisków i przyglądał się tej istocie. Początkowo pomyślał, że to może być Zuzm, ponieważ ta istotka miała podobne skrzydła takie jak ma jego ukochana po zmianie w smoka.
-
Mijał czas... Siedziała zawinięta w kokonie z resztkami wilka. Dłużej nie wytrzyma. Skrzydła się rozłożyły. Siedziała skulona, przygniatając jedną z błon lotnych. Dookoła walały się szczątki wilka. Dziesiątki części, każda oddzielnie. Teraz mogła się przyjrzeć, jak to wygląda. Rozejrzała się i zaczęła płakać. Nawet nie zauważyła Leitha. Szybko podbiegł do niej Delgado i zaczął się przymilać
-
Okazało się, że to jego ukochana. Smuto się mu zrobiło gdy zaczęła płakać. Podszedł do niej chwiejnym krokiem. Gdy już stał przed Zu kucnął i spojrzał na nią użalającym się wzrokiem. W końcu nie wytrzymał i przytulił ją do siebie. Nie znosił, szczerze nienawidził jak kobieta płacze. Zawsze od tego robiło się mu przykro i smutno gdy widział płaczącą dziewoję. Przytulił się do niej mocno i pogłaskał po głowie.
- Cii.. Spokojnie, wszystko już dobrze.. - wyszeptał jej do ucha.
-
Odskoczyła. Odsunęła się do rzeki, i zasłoniła skrzydłem. Nie płacz, nie płacz! Uspokoiła się.
-Nic się nie stało -Spróbowała wstać, ale nogi, się pod nią ugięły. Opadła na kolana
-
Spojrzał na nią smutnym wzrokiem i podszedł do kobieciny. Wziął ją na ręce. Pocałował ją w głowę i nie miał zamiaru postawić ją na ziemię.
- Co się stało..? - spytał i lekko potrącił ją nosem o głowę.
-
-Nic, co na tobie zrobi wrażenie. -Wstała, wytarła łzy zakrwawioną dłonią i wyciągnęła skrzydła, odgradzając się od świata.
-
Wziął jej rękę i spojrzał na szkarłatny odcień czerwieni. Ukucnął na ziemi jakby miał zaraz powiedzieć coś typu ,,Czy wyjdziesz za mnie'' i polizał jej rękę.
- Nic..? - zamyślił się - Ty robisz na mnie wielkie wrażenie..
-
Zabrała rękę
-Zabiłam wilka, i co? Wielkie wrażenie dla zawodowego mordercy. -Zaczęła wycierać dłonie w sukienkę.
-
Czemu zabrała rękę? Czyżby była zła? Ale na co? Zamyślił się i wstał. Podszedł do Zu i odgarnął jej włosy.
- Tak, robi - przytaknął i lekko się uśmiechnął.
-
Zaśmiała się, sama z siebie
-Nie musisz mnie pocieszać, i tak z tego wyjdę. -Zaczęła zlizywać pozostałości krwi na dłoniach.
-
Trącił ją lekko nosem o jej nos.
- Ja nigdy nie kłamię - wymruczał i spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem. Nie wiedział o co jej chodzi, ale skoro mówi, że z tego wyjdzie to jej uwierzy. W końcu to jej oddał swoje serduszko.
-
-Dobra, wygrałeś -Odeszła, weszła do rzeki porywana przez mocne prądy. Zanurzyła się i po wynurzeniu była czysta, no sukienka była cała we krwi i była mokra.
-
Uśmiechnął się z zadowolenia. Zdjął kaptur z głowy i spojrzał w niebo, po czym znów za Zu.
- Miło wiedzieć, że dałaś mi wygrać choć jeden raz - zachichotał i podszedł do wody, lecz nie miał zamiaru do niej wchodzić. Z brzegu Leith podziwiał piękne uroki swej ukochanej. Z każdą sekundą podobała się mu jeszcze bardziej. Usiadł przy brzegu, a Deadly wróciła na ziemię i usiadła obok chłopaka.
-
Przysiadła na jednym z kamieni w wodzie.
-To wcale nie był pierwszy raz. -Obejrzała się dookoła, gdzieś tu powinien być Illium.
-
Zauważył, że Zu czegoś szuka. Nie wiedział czego.
- Czego szukasz? - spytał i lekko przekrzywił głowę.
-
-A, nie. Gdzieś powinien być Illium. Ale dobra -Otrzepała skrzydła.
I jak ja niby teraz je schowam?... No... cóż.
-
- Mhm - wymruczał. Nie wiedział kim on jest ale cóż.. Spojrzał na nurt wody. Wydawał się mu taki spokojny.. Z ciekawością włożył rękę do wody, żeby sprawdzić jaka ona jest. Nie była ani gorąca ani zimna. Była taka sobie. Leith wyciągnął rękę z wody i ziewnął, po czym znów spojrzał na Zu. Wyglądała jak by chciała się czegoś pozbyć. Może skrzydeł? Deadly przytuliła się do chłopaka a ten pogłaskał ją po głowie.
-
-No cóż... -Wstała i wycisnęła nadmiar wody. -Może ja już lepiej stąd odejdę i o tym zapomnę... -Przeskoczyła na brzeg, złapała wilczą czaszkę (oczywiście nie musiała się zastanawiać nad resztą ciała). Wyrwała kilka nitek z sukienki i zawiązała między nozdrzami zwierzęcia, po kilku chwilach miała śliczną ozdupkę z czaszki, do paska.
-Dziękuję za wszystko Illium -Powiedziała gdy zauważyła chłopaka, na drugim brzegu. -Leith? Lecisz ze mną? Akademia mnie wzywa...
-
- L-lecieć? - powiedział drżącym głosem po czym zaczął się nerwowo śmiać - heh, przecież mnie znasz.. Wiesz, że się boję.. - uśmiechnął się lekko i spojrzał na Zu troskliwym wzrokiem.
-
-Oj no wiem... -Patrzyła na Delgado który się wpatrywał w wodę za jakąś rybą. Podeszła do Leith, nachyliła się i pocałowała go w policzek, -Dobrze wiesz, że cię nie zrzucę.
-
Lekko się zarumienił i odgarnął włosy z twarzy Zu.
- Hyh i teraz chcesz, żebym pomógł Ci się zmienić? - uśmiechnął się szarmancko.
-
-Teraz już sama daję rade. -Uśmiechnęła się odeszła i wypełniona myślami o smokach stanęła na cztery łapy. Skrzydła wystarczy, że się powiększyły. Z łatwością szturchnęła Delgado nosem, a on zleciał na jej smocze czoło.
-
- Czyli już nie będę miał z tego zabawy..? - westchnął niezadowolony i podszedł do smoczycy trzymając Deadly na rękach.
-
I tak bym mu chciała odpowiedzieć -Nachyliła głowę i czekała aż wejdzie.
-
Pogłaskał smoczyce po nosie po czym z małym trudem wdrapał się na nią i przytulił się do jej łusek. Zamknął nerwowo oczy, żeby nie patrzeć kiedy będą w powietrzu. Deadly przyczepiła się kosami o jego ramię i rozglądała się.
-
Warknęła chyba dość przyjaźnie patrząc na Illiuma i ostrożnie wyleciała między chmury. Wyrównała lot i praktycznie nie musiała machać skrzydłami. Delgado z niej zeskoczył i leciał obok.
-
Z małym przerażeniem otworzył oczy i się podniósł. Z zdziwieniem patrzył przed siebie. Nie to, że się mu spodobało latanie, lecz jakimś cudem sprawiło mu to przyjemność. Czuł się wolny od codziennych problemów. Wiatr łagodził go po twarzy i po włosach a Deadly pisnęła radośnie i poleciała za Delgado. Oczy Leith'a zaczęły migotać z radości i lekko się uśmiechnął do siebie.
-
/Wylecieli/