Febristh
Tereny Mieszańców => Stare Miasto => Wątek zaczęty przez: Zuzm w Lipiec 28, 2014, 16:44:45
-
Bar, jedyne miejsce gdzie można coś zjeść, mając pewność, że się nie zatrujesz. Jak mało co, jest tu stale światło, prawdziwy prąd. Wchodząc czuć cudowny zapach pieczonego mięsa. Za ladą stoją setki kolorowych butelek, każda z karteczką i inną nazwą. Nawet płacić nie trzeba, za wszystko płaci 'góra'.
Jeżeli mnie (Zuzm) nie ma na miejscu, to obsługuje cię blondynka, która często zamienia się w złocistą papugę.
(http://www.oldtownbar.com/Images/OldTownOpen.jpg)
-
Weszłam, zapaliłam światło.
-łaaaa... wszystko gotowe! -Krzesła stały prze stolikach, pełne butelki alkoholu, jeszcze zaklejone woskiem przed szkodnikami, szklanki, talerze, sztućce i cała reszta, stały poukładane na swoich miejscach. Weszłam do kuchni i włączyłam kuchenkę... Podeszłam do drzwi i zamieniłam zawieszkę na 'Otwarte'
-
-Teraz jeszcze Arya musi przyjść do pracy i wszystko gotowe -Powiedziałam do siebie. Tyle pieniędzy poszło na odnowienie tego baru... ale cóż, przez żołądek do serca! Poszłam za ladę i włączyłam radio które zaczęło cicho grać, po pogłośnieniu cały bar opływał w muzyce. Usiadłam na ladzie i zaczęłam polerować szklanki
-
Wszedł spokojnym krokiem do baru. Przy ladzie zauważył zadowoloną dziewczynę. Podszedł do lady i usiadł na krześle.
- Cześć.. Emm.. - zamyślił się - jestem głodny - mruknął.
-
-No dobra -Zeskoczyła - A co chcesz zjeść?
-
- Coś dobrego - zarechotał - może jakiś dobry alkohol i coś z mięsa?
-
Uśmiechnęła się, stanęła za ladą i nalała do szklanki trunek, postawiła przed nim i poszła do kuchni. Narzuciła na kuchenkę mięso i zaczęła przyprawiać
-
Wziął łyka. Było dobre. Podparł się ręką i zapatrzył w szklankę. Podrapał się w głowę i czekał na zamówienie.
-
Z ciągnęła gotowe mięso na dość spory talerz, wyszła z kuchni i położyła mięso przed... nim
-
Widząc gotowe danie wyszczerzył zęby z zadowolenia. Wziął sztućce w ręce i zaczął się zajadać mięsem ze smakiem.
- Dobre - powiedział przez zęby.
-
-Cieszę się... Zuzm - wyciągnęła rękę
-
Spojrzał na dziewczynę ciekawskim wzorkiem. Przełknął i podał jej rękę.
- Leith - odpowiedział i uśmiechnął się.
-
-Miło poznać, Jesteś tu nowy?.. Jeśli mogę spytać -Dodała pośppiesznie
-
- Nie.. Mieszkam tutaj już kilka lat.. A co? - odpowiedział i znów zajął się jedzeniem.
-
-Nie, ja tylko... Nowa jestem, jeszcze nie do końca znam okolice. Tak po prostu się spytałam - Wyciągnęła rękę przez dziurę w ścianie i włączyła czajnik pełen wody
-
- Jak się już poza miasto to nie jest aż tak źle. - odparł z uśmiechem.
-
Zaśmiała się
-Dobrze wiedzieć, może niedługo się tym zajmę
-
- Tylko radzę Ci nie zabierać ze sobą żadnych wartościowych rzeczy. W mieście jest wiele przestępców - zachichotał.
-
-Ja nic nie mam, nawet nie wartościowego. A baru chyba ze sobą nie zabiorę. - Usiadła w dziurze między butelkami
-
- Zobaczysz, w przyszłości na pewno będziesz miała coś na czym będzie Ci zależało - uśmiechnął się. Odłożył sztućce, gdyż już zjadł i spojrzał na dziewczynę.
-
Podniosłą talerz, sztućce i wyniosła do kuchni. Wróciła z kubkiem wrzątku, który wciąż parował
-A ty masz coś cennego?
-
- Wiele rzeczy - odparł i wziął do ręki szklankę.
- I tylko jedną wynoszę z domu na krótki czas, a później wraca na swoje miejsce w specjalnej gablotce.
-
-Pewnie dobrze wiesz, że się spytam 'A co to?'... No więc, A co to?
-
- Kosa - odparł i napił się z szklanki - moja ukochana kosia, którą nazywam Emilka. Heh - zarechotał.
-
-Emilka powiadasz... -Wzięła łyk wrzątku. -Już trochę wy chłodniało... trzeba szybko wypić. Ja jeszcze nie mam swojej... kosy
-
Zaśmiał się.
- Oh, kotek kotek. Kosa nie jest dla każdego. A przynajmniej kosa, którą ja dysponuję. - uśmiechnął się.
-
Odśmiechnęła się
-Chcesz jeszcze pić?
-
- Mhm - przytaknął i postawił szklankę na blacie.
-
Podniosła butelkę, odkręciła i dolała.
-Co robisz ze swoją kosą?
-
- Odcinam łby złym ludziom - zarechotał lekko pijany i wypił połowę ze szklanki.
-
-Niezły sposób -Zaśmiała się -Mam nadzieją, że ja nie będę jednym z tych ludzi
-
- Nawet jeśli to i tak nie uciąłbym Ci głowy! - zaśmiał się - nie zrobię przecież krzywdy kobiecie..
-
-Jaki szlachetny... Tniesz samych mężczyzn -Uśmiechnęła się
-
- Hyhy.. - zarechotał i wypił całą resztę ze szklanki - jeszcze nigdy nie skrzywdziłem w taki sposób żadnej kobiety i chcę, żeby tak zostało.
-
-Za to skrzywdziłeś w inny?
-
- Zależy o jakim sposobie mówisz.. I nie uznał bym to raczej za 'skrzywdziłem'.. Hyh same tego chciały.. - zaśmiał się.
-
-A były ludźmi?
-
Wzruszył ramionami.
- Niektóre.. Ale nie pamiętam bo byłem wtedy pijany.. Jak zawsze.. - zachichotał.
-
Uśmiechnęła się
-Może jeszcze?
-
- Tak poproszę! - zaśmiał się i klasnął w dłonie.
-
Wzruszyła ramionami i dolała
Radosne stworzenie... mam nadzieję, że tu nie zaśnie
-
Wypił kolejną szklankę. Nie przejmował się już niczym. Odłożył ją znów na blat stołu i zaczął majaczyć.
- Wieeesz.. Jesteś baardzo łaadnaa.. - zachichotał i podparł się ręką.
-
-Tak, dziękuję. Jeszcze jedna kolejka i nie będziesz mógł wstać -Pociągnęła dużego łyka wody
-
Zaśmiał się.
- Wiele razy tak piłem i jeszcze żyłem! - zarechotał i spojrzał rozbawionym wzrokiem na dziewczynę. Wyciągnął rękę w jej stronę i zaczął bawić się kosmykiem jej włosów.
- A mówił Ci już ktoś, że masz włoosy łaadne? - uśmiechnął się.
-
-No, mniej więcej właśnie ty, teraz. Żyłam na odludziu, i nie miał kto mi prawić komplementów. Lepiej pomyśl czy, na trzeźwo, też byś to powiedział? -Zaśmiała się, cała ta sytuacja była zabawna
-
- Oczywiście - zachichotał.
- Jesteś ładną dziewczyną, więc o co Ci chodzi? - uśmiechnął się.
-
-Chodzi o to, że i tak nie wierze ciepłym słówkom... Szczególnie od pijanych kolesi. Nie masz może morderczej dziewczyny, które by mnie ubiła za upicie cie? - Wstała i podeszła do początku półki czytać co jest na etykietach
-
- Ja? Mieć dziewczynę? - skrzywił się.
- Niee.. A nawet gdybym miał to i tak by się tym nie przejęła. Hyh.. Ale nie mam. - zarechotał.
- Poza tym większość się mnie boi przez to kim jestem. - uśmiechnął się.
-
-Mordercą? Na mnie to nie robi różnicy... W tym świecie! Nawet psychopaci są pospolici -Zaśmiała się i przesunęła dalej
-
- Zgaduj dalej koteczku! - zaśmiał się i zaczął bawić się pustą szklanką.
-
-nie mam ochoty. Nie jest to mi wiedza niezbędna
-
- No, już wiesz, że posługuję się kosą, obcinam głowy.. Dodam do tego, że żyję już dobre ponad tysiąc lat. Co z tego wychodzi? - zarechotał.
-
-Kosiarz? Chodząca śmierć? -przeszła dalej -Ja żyję jakieś 19... ale tysiąc, to niezłe ziółko z ciebie!
-
- Zgadłaś - uśmiechnął się.
- No to więcej przeżyłem i jak widać osiemnastkę mam daleko za sobą. Więc już mam trochę obczajone z tym całym alkoholem.. - zachichotał
-
-Ja nawet nie piję, więc nigdy nie będę mieć obczajone... A tak w ogóle to szybko ci się poprawia stan. -uśmiechnęła się
-
- Nie pijesz? - spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem.
- No to podziw. I taak.. Czasem szybciej dochodzę do siebie. Ale kaca i tak jutro nie ominę. - zaśmiał się sam z siebie.
-
-No to chyba słabo. A dojdziesz do domu? Nie mieszkasz chyba zbyt blisko miasta, skoro już zdążyłeś kilku ludzi zabić -Zaśmiała się
-
Do głowy wpadł mu niecny plan. Uśmiechnął się.
- Kto wie? Czy mieszkam daleko? No cóż, można tak powiedzieć. - odparł.
-
-Nie dasz rady? No cóż, mogę na wszelki wypadek pójść z tobą, od razu coś zwiedzę. Chyba, że sam dasz sobie rade... -usiadła na blacie i patrzyła na niego
-
- W sumie racja. Nie będzie to dla mnie dobre jak ledwo trzeźwy Kosiarz będzie iść sam do domku. - uśmiechnął się.
-
-Dobra tam pójdę z tobą... Dość łatwo mi znaleźć drogę do domu. -Podeszła do drzwi i narzuciła czarny skórzany płaszcz na ramiona
-
Udawał, że ledwo chodzi i za każdym krokiem się chwiał i łapał za ścianę. Wyszedł tuż za Zuzm.
-
-Oj już nie przesadzaj... w takim tempie świt nas dogoni zanim miniemy miasto. Prowadź dokąd dokładnie. -Trochę zwolniła
-
- No to chodź - uśmiechnął się i poszedł przodem.
-
wyszłam
-
Weszła do baru głodna, lecz nie widziała obsługi. Wyszła na zewnątrz i usiadła przy schodkach. Poczeka.
-
Rozejrzała się. Nie miała ochoty sama gotować, zwłaszcza, że miała wielką ochotę na coś mięsnego.
mam pytanko. Czy nawyki, przyzwyczajenia, tryb życia itd. drugiej formy (tygrys) ma jakiś wpływ na pierwszą formę (człowiek) ?
-
Wstała i rozejrzała się po raz kolejny. Przy energicznym ruszaniu głową, rozplątały jej się włosy. Szybko upięła je na nowo, narzuciła szary płaszcz z kapturem, srebrną klamrą i srebrnym wzorem, będącym znakiem Uzdrowicieli i stanęła pod ścianą. Głodniała, a szansy na dobre mięso ani widu, ani słychu.
-
(daj mi chwile czekam na reakcje Leith... A się uśmiałam)
-
(czytając wątki Balkon, Miasto? ja też xd)
-
Zamknęła oczy. Usłyszy jak będzie ktoś zmierzał do środka, a nie będzie jeszcze bardziej męczyć oczu, które domagały się snu po czytaniu.
-
Podbiegła...
-Przepraszam... czy pani czeka na otwarcie?
-
Usłyszała biegnącą osobę. Dziewczyna. Może idzie do baru, stwierdziła Sue i otworzyła oczy. Skierowała wzrok w stronę hałasu.
- tak - powiedziała cicho. Wyprostowała się i zrzuciła kaptur tak, by widać było jej znak Uzdrowicielki. - jesteś właścicielką baru?
-
-Tak, Przepraszam, za spóźnienie. Miałam ważne sprawy do załatwienia i tak się przedłużyło
Ale kłamca... Ważne Sprawy, taa maraton całowania się... -Weszła do środka, poszła za ladę i włączyła radio, odpaliła lampy w ciemniejszych miejscach. I włączyła czajnik
-Co podać?
-
Weszła za miło wyglądającą barmanką do środka. Spojrzała z podziwem na lampy elektryczne (ona nie miała).
- chciałabym jakieś mięsne danie... zgłodniałam - uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny. - jestem Sueil, tak przy okazji - powiedziała z uśmiechem.
-
Spojrzała na nią i się uśmiechnęła
-Zuzm... chcesz coś pić? -Poszła do kuchni i włączyła kuchenkę.
-
- Zuzm.. ładne imię. Nietypowe. - myślała na głos - i nie dziękuję. Chyba że masz krystaliczną, lekko słonawą wodę - uśmiechnęła się. Dużo dziś uśmiechów, co? Chcemy mieć przyjaciół, co? pomyślała.
-
Pogrzebała w kuchni, znalazła szklankę i, o dziwo, wodę, czystką i słoną. Wyszła z kuchni i położyła znaleziska na blacie. Jeszcze raz poszła do kuchni i wróciła z półmiskiem mięsa, a następna wycieczka do kuchni zaowocowała kubkiem wrzątku.
-
Wszedł sobie przytulony do dwóch nowych książek do przeczytania.
- O masz klienta - powiedział i usiadł na krześle. Dwie dość grube książki położył na blacie.
-
- mniam - mruknęła i pochłonęła porcję pysznego mięsa. - pyszne - powiedziała i napiła się. - i nawet znalazłaś taką wodę jaką najbardziej lubię! Naprawdę świetna obsługa!
- mhm. Ma. Kim jesteś? - zwróciła się do nowo przybyłego.
-
-Co masz nowego? -Spojrzała radośnie na Leith -Aa... chcesz coś, Leith? Dziękuję.
-
- Jestem Leith - lekko się uśmiechnął.
- Kolejne książki o hybrydach i Powiernikach. I tak, poproszę szklankę wody, bo głowa boli mnie jeszcze trochę po wczorajszym.
-
Spojrzała na dwójkę. On - Leith, ma dwie grube książki z biblioteki. Czyli można je brać. Ona - Zuzm, barmanka, najwyraźniej lubi Leith.
- interesują cię hybrydy i Powiernicy? - spytała się ciekawie.
-
- Tak - przytaknął - są dość ciekawi jak na takie istoty.
-
-Wszystko byleby nie ludzie -Wyciągnęła drugą szklankę
-
- czemu nie ludzie? - kolejne pytanie tym razem do Zuzm.
-
-Długa historia, ale w skrócie, bardzo mnie skrzywdzili
-
- Ja do nich nic nie mam - zachichotał - w końcu dzięki nim zawdzięczam to, że do teraz żyję.
-
Zaśmiała się i wzięła wielkiego łyka gorącej wody
-
- mnie... troszkę - powiedziała powoli. Wiedziała, że nie może od razu opowiedzieć swojej całej przeszłości. - ja im zawdzięczam to, że tu siedzę, ale nie jestem im bardzo wdzięczna - skrzywiła się.
-
-Czyli oboje coś im zawdzięczacie... Ja nie. Wyczytałeś już coś -Spojrzała na chłopaka
-
Spojrzał kątem oka na nową i wypił łyka wody ze szklanki.
- Nie - odparł i spojrzał na Zu - zanim ja to wszystko przeczytam minie trochę czasu.
-
-A nie ma spisu działów, można przeczytać ciekawe rozdziały -Nachyliła się nad ksiągami
-
- Nawet jeśli są to i tak ja zamierzam przeczytać całe te dwie cegły - westchnął.
-
- przejrzyj tylko książkę, to będziesz wiedział czy do czegoś się nadaje - powiedziała.
-
-Słyszasz, przeglądaj. -Znowu wzięła łyka i prawie skończyła kubek
-
Przeżywił lekko głowę.
- Eh.. Ja tylko czytam książki dla rozrywki.. Już i tak dużo wiem. A nawet za dużo - ziewną.
- A co potrzebujesz jej?
-
- ja tak często robię z książkami o roślinach - usiadła wygodniej
-
-Ja, nie... Po prostu Mniej od ciebie widziałam, to chociaż to chce znać -Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami
-A no tak, medyk
-
Kiwnęła głową.
- ano tak. Robótka albo nudna, albo nie śpisz po nocach. - powiedziała z uśmiechem. Lubiła to
-
- Hah - zarechotał - no bo jesteś młodsza ode mnie o dobre tysiąc lat, więc nie ma się czego dziwić.
- Medyk? - zdziwił się - to masz lepsze zajęcie niż ja.
-
-Ja nigdy nie śpię... A tak wogóle, chłopie, to gdzie ty przez te lata byłeś?
-
- tysiąc - zdziwiła się. - czyżby Powiernik? - zwróciła się do niego.
- a w ogóle jaką masz robotę?
Powiernicy? zdziwiła się. No ale może też być tak...
-
- Gdzie..? Hnm.. Zwiedzałem, świat - odparł.
- No to znów zadam wczorajszą zagadkę tylko tobie - uśmiechnął się - mam ponad tysiąc lat, władam kosą i obcinam łby śmiertelnikom. Zu zgadła za pierwszym razem.
-
- Powiernik... Jakiś Kosiarz... - uśmiechnęła się - no to rzeczywiście mam lepszą robotę...
-
-A ja jem za darmo i mam prąd, ha ha -Dokończyła kubek i położyła go między butelkami.
-
- Zgadłaś. Chociaż przez obcinanie głów mam więcej życia ale to i tak nie fajne - westchnął.
-
- nie no wiesz... każdy ma inną fuchę - powiedziała do Leith.
- fajna robota - zwróciła się do Zuzm - ja też mogę jeść własne obiady, ale tu bezpieczniej. A nuż będzie garnek brudny od trucizny? Zanim zrozumiem, że strzeliłam samobója to... no będzie po mnie.
-
- Wy macie swoje utrzymanie a ja mam własny teren, wredne kolorowe rybki i wieżę. - odparł.
-
-Nowy bar, to czysto, przy mojej chęci do sprzątania, to długo to nie potrwa. -Zaśmiała się
-
- a ja mam śmierdzącą, zieloną mgłę, jak mi coś nie wyjdzie z wywarem - powiedziała ze śmiechem.
- hmmm... ja nie sprzątałam większego pokoju i biblioteki... no od wprowadzenia się
-
-Ja nawet nie mam pokoi... -Uśmiechnęła się
-
- ale i tak fajnie - skwitowała. Wstała i otrzepała koszulę. Zarzuciła płaszcz.
- przykro mi ale muszę już iść... - powiedziała, a następnie szybkim krokiem wyszła.
-
- Czyli tylko ja mam własny teren? - zachichotał.
- Nie ma to jak szlachta.
-
-żegnam! -Podniosła rękę
-
Odprowadził dziewczynę wzrokiem. Wziął szklankę i wypił resztę.
-
-Czyli boli cię głowa?
-
- Tak, trochę. - przytaknął i przetarł oczy.
-
-I masz lęk wysokości?
-
- Gdybym nie miał to bym się nie darł jak idiota gdy mnie złapałaś - zachichotał.
-
Również się zaśmiała...
-Czyli nie będziesz chciał więcej latać?
-
- Może się przyzwyczaję. - wzruszył ramionami i spojrzał na Zu.
-
-Tak.. -Syknęła do siebie. -Pewnie najbardziej lubisz mnie zamieniać?
-
- To też jest fajne - uśmiechnął się.
-
-A co sobie myślałeś, jak powiedziałam, że chce polecieć?
-
- Co myślałem? Hyh.. - zarechotał - wiele rzeczy kotku.
-
Zaśmiała się. Za oknem przeszło kilkoro ludzi i dziecko wskazało na naszą dwójkę. Zapewnie było przy lądowaniu
-
Zignorował ludzi. Rzucił tylko puste spojrzenie w ich stronę.
- Nędza.. - mruknął.
-
Zaśmiałam się
-A kto mieszka w rozklekotanej wierzy?
-
- Ale ja w przeciwieństwie do nich mam rozległe tereny, które należą tylko i wyłącznie do mnie a oni za swoje muszą płacić - uśmiechnął się.
-
-O moim domu nawet nikt nie wie... W sumie to ty wiesz, a nie wiesz gdzie jest... Ha -Nachyliła się nad nim
-
- Masz rację nie wiem, ale mogę się dowiedzieć - zarechotał i pomiział ją pod brodą.
-
Uniosła głowę i przymrużyła oczy
-Słodki jesteś... -Mruknęła
-
Uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję - odpowiedział.
-
-Nawet kosiarz jest milszy niż niektórzy ludzie. Oni pewnie nie wiedzą, że nie muszą płacić za jedzenie... -Uśmiechnęła się -I dobrze, nie chce ich karmić.
-
- Z natury taki jestem - odparł.
- Pewnie niewiedzą - ziewną.
-
-A nie chce nam się im mówić? Ja wole tu z tobą siedzieć, nie wiem jak ty?
-
- Raczej tak - zachichotał.
-
Illium krążył po mieście, szukając miejsce gdzie mógłby usiąść, czegoś się napić, odpocząć, jednak jak na razie na nic ciekawego nie trafił. Zza rogiem ujrzał jakiś szyld, na którym było napisane "Bar Pod Wilkiem". No wreszcie coś - pomyślał i uśmiechnął się. Pchnął drzwi, wszedł do środka i omiótł spojrzeniem wnętrze. Kilka osóbek, nie za tłoczno, czyli znośnie, więc podszedł do baru i usiadł na pierwszym lepszym krześle.
-
Odsunęła się od Leith
-Podać coś? -Uśmiechnęła się
-
Spojrzał na dziewczynę i krótko się uśmiechnął.
-Taa... coś mocniejszego do picia. Nie wiem co, może coś zasugerujesz? - zapytał i oparł się łokciami o blat.
-
Spojrzał kątem oka na nieznajomego i ziewnął.
-
Uśmiechnęła się szyderczo i do czystej szklanki nalała to samo co wczoraj Leith
-To powinno być dobre -Podsunęła chłopakowi
-
Ten szyderczy uśmiech był jakiś podejrzany.
-Dzięki. A co to? - spytał niby obojętnym tonem i wziął szklaneczkę do ręki przyglądając się zawartości.
-
-Nie jestem pewna, myślę, że mieszanka piwa, napis się trochę zdarł. Ale wiem tyle, że jest mocne -Uśmiechnęła się już normalnie
-
Raz kozie śmierć pomyślał i duszkiem opróżnił szklankę, po czym wierzchem ręki otarł usta.
- Długo tu pracujesz? - spytał tak jakoś bez większego powodu.
-
-Nie... zaczęłam niedawno. A ty długo tu jesteś?
-
Chyba widziała kiedy tu wszedł, więc... no nie długo. Więc pewnie chodziło, ile jest tu tak ogółem, w miasteczku. Spojrzał na swój zegarek, w głowie coś szybko obliczył i spojrzał na butelki za ladą.
-No cóż... tak, tu... w miasteczku ogółem... to jakieś 9 godzin? No jakoś tak - odparł a na jego twarzy znów pojawił się miły uśmiech.
-
Zaśmiała się
-To nie za długo. A zdążył cię ktoś okraść przy okazji?
-
-Ta, niezadługo, jestem aktualnie na etapie zwiedzania. - mruknął i zaczął się bawić szklanką.
-Niee, a czemu pytasz? - spytał i spojrzał na dziewczynę. Zbytnio nawet nie było z czego go okradać, to co najważniejsze zawsze miał przy sobie, tego nikt nie zdoła mu zabrać, a reszta... no cóż, jak znikła to trudno.
-
-No wiesz ludzie... Tu, w tym tłumie na zewnątrz, tak łatwo coś ukraść, tak po prostu się pytam
-
- Aha, ok. - mruknął.
- Tak, więc... Jakby co to jestem Illium. - przedstawił się, bo już nie wiedział co powiedzieć, a raczej często będzie tu wpadał, więc może warto się przedstawić.
-
-Zuzm, miło poznać -Uśmiechnęła się i podała rękę
-
Weszła do baru i rozejrzała się. Zauważyła kilka rozmawiających osób. Usiadła przy pustym stoliku pod ścianą i zaczęła zastanawiać się po co ona tu tak w ogóle przyszła.
-
Weszła do środka budynku i zmierza powoli w stronę stolika stojącego w cieniu. Kaptur który ma nałożony rzuca cień na jej oczy, przez to widać tylko jej nos i usta. Usiadła przy stoliku i wyciągnęła z lnianego woreczka przywiązanego do jej paska, jakieś zioła. Położyła je na drewniany stolik i podwinęła rękaw lewej ręki. Zaraz jej oczom ukazała się dziesięciocentymetrowa rana, którą zrobił dziś rano jakiś wilk, który ją zaatakował. Gdy po jej ręce spływała krew, położyła na bandaż wyjęty z torebki zioła, po czym owinęła nim ranę. Siedziała przez chwilę milcząc, po czym wyjęła z pochwy swój miecz i zaczęła go ostrzyć innym, wyjętym wcześniej z torebki.
-
-Co dziewczyny? Chcecie coś zjeść? -Spoglądała z jednej na drugą?
-
- Nie, dzięki... - Powiedziała nie podnosząc wzroku. Mimo iż sprawiała wrażenie pewnej siebie i niebezpiecznej dziewczyny, to tylko jej przykrywka... bała się innych, nie ufała im... Dalej ostrzyła swój miecz.
-
- A ty?
-
Dziwne miejsce na ostrzenie swej broni.
- Zależy co masz do zaproponowania - odpowiedziała... chyba barmance.
-
-No mam wodę, alkohol, mięso, warzywa i owoce... No wszystko, tak jagby
-
- Chodziło mi o jakieś dania, a nie typ jedzenia, ale dobra. Mogę skusić się na mięso i kilka owoców.
-
Poszła do kuchni i narzuciła mięso na rozgrzaną kuchenkę, zaczęła buszować w poszukiwaniu owoców
-
Evvie przejechała kciukiem po ostrzu noża, by sprawdzić, czy jest już ostry. Był i zrobił jej małą rankę na palcu. Schowała miecz do pochwy i odwinęła ranę na lewej ręce. Rana, jakby jej w ogóle nigdy nie było... zniknęła. Tak samo jak zioła, którymi owinęła rękę razem z bandażem.
- Zawsze działa... - Mruknęła do siebie i po kryjomu się uśmiechnęła. Schowała bandaż do torby i siedzi milcząc opierając łokieć o stolik. Kaptur nadal rzuca cień na jej fioletowo-szare oczy.
-
Po chwili wstała z miejsca, otrzepała się.
- Do widzenia... - mruknęła do obu dziewczyn i wyszła zamykając za sobą skrzypiące drzwi.
-
-Żegnam -Wykrzykuję z kuchni. Wchodzę do głównego pomieszczenia baru i podaję Dziewczynie jedzenie, owoce i pieczone mięso.
-
Spojrzała na jedzenie i zaczęła je powoli jeść. Chyba nie będzie zatrute.
-
-Smakuje?
-
-Ja też będę się już zbierał, pora poznać inne zakątki w mieście - rzekł do Zuzm i wstał od baru, sprawdził czy wszystko wziął po czym wyszedł.
-
-Żegnam Ilium
-
Weszła do baru zakryta płaszczem. Podeszła do Zuzm i jakieś innej dziewczyny.
- witam... Zu, podasz mi jakieś mięsko i tą wodę co podczas mojej ostatniej wizyty? - powiedziała przyjaźnie zrzucając kaptur.
-
-Oczywiście -Wyszła do kuchni, nalała wodę i narzuciła kolejne mięso
-
- dziękuję - uśmiechnęła się i usiadła obok jedzącej dziewczyny.
-
Wyszła ze szklanką wody i podała Sueil
-
- po raz kolejny dziękuję - powiedziała z wdzięcznością.
bardzo przepraszam, ale muszę spadać. Będę jutro... załóżmy, że moja Sue jak przyniesiesz jedzenie, podziękuje i zacznie jeść, ok?
-
Przyniosła jedzenie a ona od razu wzięła się do jedzenia
----------------------------
No problem
-
- Bardzo - mruknęła. W kilka minut uporała się z tym co miała na talerzu. Spojrzała na dziewczynę, która się do niej dosiadła.
-
-Zuzm, -podała rękę (Sophie) -A ty?
-
- Sophie - odparła nieco zdziwiona. Również podała jej dłoń.
-
-Miło poznać -Uśmiecha się i oddala aby zagotować wodę
-
- pyszne - uśmiechnęła się. Spojrzała na Sophie.
- Sophie? Ja jestem Sueil, miejscowa uzdrowicielka. - powiedziała i wytarła ręką usta. Spojrzała na kuchnię, w której była Zu.
- przekażesz Zuzm, że poszłam szukać ziół? Nie chcę by poczuła się... - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa - ...urażona.
Wyszła poprawiając płaszcz.
-
Wruciła z kuchni, pijąc wrzątek
-Gdzie ona?
-
- Mhm - mruknęła i czekała aż Zuzm wróci z kuchni by przekazać jej wiadomość. Tutejsi ludzie byli całkiem mili, może Sophie uda się zagrzać tu miejsce na dłużej. Po chwili Zuzm wróciła.
- Poszła. Kazała Ci przekazać, że poszła szukać ziół.
Spojrzała na kubek dziewczyny. Piła coś gorącego. Ba, to był chyba wrzątek sądząc po ilości pary wydobywającej się z jego wnętrza. Ale... kto normalny piję wrzątek?
-
-A, no tak, dobrze -łyknęła jeszcze trochę -Mogę spytać, czym jesteś? Ja mówię, że jestem czymś dziwnym -Uśmiechnęła się
-
- A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Obawiała się, że jej postać będzie nieco... zbyt egzotyczna? niebezpieczna? dla innych. Raczej przypuszczała, że druga postać większości ludzi to będą jakieś wilki, pantery, lwy.
-
No dobra, nie ma co ukrywać... Leith powiedział to ja też mogę, nie?
-Jestem Powierniczką, taką słabszą wśród innych, ale zawsze coś, teraz ty. -Uśmiechnęła się
-
- To nie jest raczej zły gatunek. Ja jestem zwykłą zmiennokształtną - odparła. Zuzm chodziło o gatunek, a nie o drugą postać. Sophie nieco się uspokoiła.
-
-Najlepsze jest to, że zamieniam się w wymarły gatunek... Cały został złapany w sidła ludzi, a zostałam tylko ja, nie zdolna do przedłużenia linii rodu. Ale ironia -Aż się zaśmiała
-
- Ludzie tak zaciekle polują na Powierników? I nie możesz być przecież jedyna, świat jest ogromny - rzekła trochę zdziwiona.
-
-Nie chodzi o Powierników, tylko o drugą formę... O drugą formę -Mruknęła. -A jak gdzieś czytałaś, że zmiany zawsze łatwo przychodzą, to zapomnij, bo to czystoiste kłamstwa.
-
- A jaka jest Twoja druga forma? - zapytała. Zmiana nie przychodzi łatwo? U Sophie się to nie zgadzało, gdyż zmiany szły jej bardzo szybko, aż za szybko. Czasami ich wprost nie kontrolowała.
-
-A pomyśleć, że smok czarna lawa. Może nie słyszałaś, bo to trochę dawno wyginęło i nie było tak znaną rasą. A ty w co lubisz się zmieniać.?
-
Smok? Drugi smok? Sophie drgnęła.
- A tam... Nieważne. Twoja postać jest ciekawsza. Nie znam tego gatunku - tak samo jak tego, w którego sama się zmieniam, dokończyła w myślach.
-
-A to stary gatunek, żył już od czasów przez powstaniem ludzi i zawsze im towarzyszył, Wszystkie smoki, były wielkie i czarne, mogły być obsiane błonami, lub kolcami. Miały długie ogony i wielkie skrzydła. Ich ogień przerastał temperaturą wszystkie znane ludziom rzeczy. Kiedy smoczyca złożyła jaja, to wrzucała je do wulkanu. Dzięki temu, żaden gatunek nie przeszkadzał. Normalne smocze jaja, po prostu by się ugotowały a takie były odporne, młode smoki swoje pierwsze 3 lata siedziały w wulkanach... Teraz to już historia bo został tylko jeden osobnik... Mianowicie Ja. -Rozmarzyła się -Chcesz coś wiedzieć, o mnie lub o smokach? I tak niedługo całe miasto będzie wiedziało o nowym Powierniku...
-
- Opowiadaj ile chcesz. Lubie słuchać takich opowieści. Potem mogłabyś mi nawet pokazać tego smoka... znaczy siebie, o ile chcesz - odpowiedziała. Zuzm przynajmniej wiedziała w jaki gatunek się zmieniała. Sophie wiedziała jedynie, iż jej jest zabójczo szybki, strzela wybuchającą plazmą, ma chyba najlepszy słuch wśród smoków, dobry wzrok i jest niezwykle zwinna w powietrzu.
-
-Z opowiadań to tak na pamięć wiele nie umiem, a z przemianą, może być problem. To jest dość skomplikowane, i do pomocy, potrzebuję tego am -Kiwnęła na Leith -Ale dość o mnie, teraz ty
-
- nie ma o czym opowiadać - odpowiedziała krótko. W sumie to sama nie wiedziała czemu znów robi ze swej postaci taką wielką tajemnicę. Skoro tamta również była w jakimś sensie smokiem to... no... Sophie powinna czuć się pewniej.
-
-Zawsze jest o czym opowiadać
-
- Najwyraźniej jestem... hm. Wyjątkiem - mruknęła. Stara blizna na biodrze zaczynała jej dokuczać.
-
-A jak wygląda?
-
- Jak przerośnięta jaszczurka - odparła nim zdążyła się ugryźć w język.
-
-Jesteś przerośniętą jaszczurką... A to jakiś waran czy krokodyl? -Zachichotała
-
- No w sumie można to tak ująć. Prędzej waran. Taki czarny.
-
-A coś robi, bo warany to takie powolne, a skoro czarny to może coś jeszcze?
-
- Nie. Tylko jest czarny. Moja postać nie jest jakaś szczególna - wcale.
-
-A wielki jest? Nie przeszkadza ci zmiana, może pokarzesz? Ja bym się nie zmieściła pod tym dachem
-
- Jest trochę większy od Ciebie, ale to naprawdę nic ciekawego - pokazać, nie pokazać, wyjawić, nie wyjawić. Trudna decyzja. Ale jak nawet jeśli to na pewno nie tutaj.
-
-Zawsze jest coś ciekawego, tak jak ludziom wydaje się, że czarna lawa powinna mieć czerwony połysk to ma czarny.
-
- No dobra, jak chcesz. Ale... może nie tu, o ile możesz teraz wyjść - mruknęła. Podniosła się i spojrzała w kierunku drzwi. Była noc, idealna i ulubiona pora Sophie.
-
-A nie zmieścisz się tu?
-
Pokręciła głową. Wszystko by zdemolowała.
-
-A nie wiem czy mogę zostawić tu samego tego mola książkowego -Wskazała na Leith -Może zobaczę przez szyby
-
- Nie. Skoro nie możesz iść to trudno. Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Na razie muszę znikać. Żegnaj - odpowiedziała i wyszła z baru nim tamta zdążyła coś odpowiedzieć. I po problemie.
-
-No to pa
-
Zziębnięta weszła do ciepłego wnętrza baru. Podeszła szybko do jednego ze stolików i położyła na nim, na szczęście suche, książki. Usiadła na krześle i zaczęła wyrzynać wodę z płaszcza. Podczas tej czynnosci raz czy dwa kichnęła. A niech to szlag! Rozchoruję się, a ostatnia fiolka lekarstwa na katar mi się stłukła! Trza będzie coś nowego upichcić... pomyślała zrzędliwie i powiesiła płaszcz na oparciu krzesła.
-
-O jej, cała przemokłaś -Spojrzała za okno, ale nienawidzi deszczu, jest zimny i ponury i nie da się rozpalić ognia. -Chcesz coś na rozgrzanie?
-
Leith wybudził się z dziwnego transu.
- Zasiedziałem się trochę - mruknął sam do siebie. Wstał i wziął książki. Kierując się w stronę wyjścia założył kaptur na głowę i wyszedł.
-
-Nie czekaj -Wyciągnęła rękę w stronę wyjścia
-
Odwrócił się gdy usłyszał wołanie.
- Hm? - przekrzywił lekko głowę.
-
-To znaczy, ja tylko, no jak się zajmę Sueil, to chciałabym żebyś poszedł ze mną na tereny wulkaniczne i sprawdził, czy zmieniam się jeszcze w jakieś sposoby.. Gdyby ciebie zabrakło. I no... Zaczekasz? -Uśmiechnęła się niepewnie
-
Na głowie miał jeszcze kilka ważnych spraw; odnieść książki, dwie zaległe dusze i jeszcze kilka rzeczy..
- No dobrze - lekko się uśmiechnął i wrócił na miejsce.
-
-Dziękuję -Przysiadła na blacie -Niedługo, już Arya powinna przyjść (czyli muszę ją zrobić) I wtedy ona się zajmie. To w ogóle powinno mi pomóc, Arya będzie miała mały pokoik piętro wyżej, czy jakby zawsze była w pracy.
-
- Rozumiem - odpowiedział i 'przytulił się' do książek. Był nieco zmęczony, ale czego się nie robi dla bliższych osób?
-
-Zgaduję nie będziesz chciał lecieć? -Poklepała się po ramieniu na znak 'Na Mnie' i się uśmiechnęła
-
Przeraził się na myśl o lataniu.
- Nie za bardzo - westchnął.
-
Zaśmiała się, on jest śmiercią, a ma lęk wysokości... A co jak ktoś ma umrzeć w powietrzu?
-
- Nie chcę znów się kompromitować tak jak ostatnio - powiedział i przetarł oczy świecące bladym kolorem.
-
Wbiegła, w całym mundurku, pracowniczym, który dzięki pogodzie był przemoczony.
-Przepraszam, miałam być wczoraj! Mój błąd -Podbiegłam do Zuzm i zczisnęłam jej rękę.
-O witam -Uśmiechneła się do klientów -Teraz ja będę obsugiwać, pod nieobecność Pani Zuzm
-
-Nie spokojnie Arya -Nawet nie zdążyła nic odpowiedzieć Leithowi -Teraz ty zajmiesz się nią -Pokazała Sueil -A ja wyjdę, jak nikogo nie będzie to nie musisz udawać, że pracujesz, dobra? Sueil, Leith, to jest Arya, moja pracownica -Wstała i złapała Chłopaka za rękę, Wziąła jedną książkę i wyszła prosto na deszcz
-
Uśmiechnęła się,
-Witam. -Spojżała na Sueil, -O jej, cała przemokłaś, Chcesz coś ciepłego?
-
Nie zdążył nic powiedzieć i dał się pociągnąć Zuzm. Nawet dokładniej się tej.. Arya.. Nawet jej się dobrze nie przyjrzał. No cóż, długi czas spędził poza domem bez odpoczynku.
-
-Mamy iść na piechotę? Ale to tak daleko... Naprawdę nie chcesz lecieć?
-
- Ehh.. - złapał się za głowę - no dobra niech Ci już będzie..
-
Takkk... -Przeszło jej przez myśli. Skoczyła mu do szyi, uśmiechnęła się i przybliżyła
-
Wziął dziewczynę na ręce. Nie. Nie uważał, że młoda dziewczyna i dwie stare cegły są ciężkie. Zabrał ją na zewnątrz.
-
Przytuliła się jak wtedy, czuła jego powolne bicie serca, ledwo słyszalne i ociężałe, ale jakieś było. Delikatnie się uśmiechnęła i spojżała na jego twarz. Widać, że był już zmęczony, w takim razie, żadnych beczek, ani nurkowania, i tak się poświęca
-
Spojrzała zmęczonym wzrokiem na nową pracownice baru, Aryę.
- tak poproszę... *a psik* ...herbatę z cytryną. - uśmiechnęła się lekko. Chora uzdrowicielka!
-
-Oczywiście-wyszła do kuchni i Zagotowała wodę, znalazła cytrynę, i kubek ze złotymi wzorkami
-
Uśmiechnęła się patrząc na pracowitą jak mrówka dziewczynę, a następnie spojrzała zrezygnowana na płaszcz, który ani myślał schnąć. Zaczęła znowu wyrzynać wodę z płaszcza. I jak ja wrócę do domu?! myślała ze złością.
-
Wyszła z kuchni, położyła na blacie kubek z herbatą i cytryną
-Jeszcze mamy soki owocowe do rozcieńczenia i miód. Jak będziesz coś jeszcze chciała to powiedz -Pchnęła kubek w stronę Sueil
-
- bardzo dziękuję - powiedziała i dodała - piję bez dodatków.
Pociągnęła łyk gorącego napoju.
- w taką pogodę, herbata z cytryną najlepsza - uśmiechnęła się i dopiła do końca napój. Wstała i narzuciła mokry płaszcz na plecy.
- jeszcze raz bardzo dziękuję - powiedziała głośniej i wyszła.
-
-Dowidzenia -Uśmiechnęła się i podniosła rękę
-
Weszła niepewnym krokiem, oparła się o blat i odetchnęła
-Agh... to boli -Zacisnęła materiał na brzuchu -Co to ma być
-
Weszła i stanęła na środku, było widać że jest nowa. Gdy spojrzała w dół cała podłoga była w błocie. Uniosła łapę i jak myślała to ona przyniosła je, najpewniej z portu... Zaczęła rozsmarowywać ziemie jednak podłoga wyglądał coraz gorzej. Zdezorientowana podeszła do baru, wgramoliła się na krzesło, które ugięło się pod jej ciężarem. Zaskrzypło, Draconem wkurzona zeszła bojąc się zrobić większego bałaganu. Usiadła jak pies, ale była tak wysoka , że osoba zza lady uznałaby że siedzi na krzesełku.
-Czy jest tu ktoś?- Zapytała lecz odpowiedziała jej cisza- Oczywiście to jest moje szczęście, trafiłam na świrusa w porcie i teraz,nie mogę napić się niczego głębszego a zaraz zwariuje.
-
Za oczami pojawiały się mroczki. Głowa Draconem upadła mocno na blat. Słychać było brzęk szklanek obijających się obok siebie.Usnęła...
-
Podeszła z drugiej strony do ..no cóż, nie potwora, ani monstrum, do stworzenia.
-Agh... Wszystko dobrze? -Odpowiedziała jej cisza -No cóż... -Weszła do kuchni i zagotowała sobie wodę. Podciągnęła taboret i usiadła na przeciw stworzenia, patrzyła się na nie i piłą wodę... Trochę lwa, skorpiona i nietoperza... Gdzieś o tym czytałąm, to jest ta, jak jej tam, matryka, montyrka? Mantycora? No coś takiego...
-
Draconem ocknęła się w tej chwili, kiedy dziewczyna powiedziała Manticora. Powoli uniosła głowę. Przez chwilę wyglądała jak bezbronne stworzenie, ale nie trwało to zbyt długo... potrząsnęła swoją głową tak mocno że ślina ugodziła dziewczyna z przeciwka.
-Przepraszam- Wymamrotała jakby jeszcze spała.
-
-Nic się nie stało- Wytarła twarz -Chcesz coś zjeść? Wypić może? -Wzięła potężnego łyka Wrzątku
-
-Chętnie weznę whiskey z tekilą oraz cytrynkę. Uwielbiam te połączenie. Idealne na złe dni.- Uśmiechnęła się, ale po chwili minę miała gorszą jakby sobie coś przypomniała...
-
-Dobra -Wstała i nalała do szklanki whiskey, tekilę i sięgnęła po cytrynę, kiedy poczuła ucisk w brzuchu. -Agh... -złapała się za brzuch
-
-Oh przepraszam za swoje maniery, moje imię to Draconem- Uśmiechnęła się i przez chwile wyglądała na przyjazną- Co się stało, brzuch?
-
Delikatnie się uśmiechnęła,
-Zuzm... A z tym, to ja nie wiem. Tak jakoś boli
-
-To może zatrucie albo ząb smoka w brzuchu... są różne przypadki.Taak bardzo dziwne.-Popatrzyła się na jej brzuch, wyszukując wystającego zęba.
-
-Nie nic mnie nie ugryzło... Tylko by spróbowało - Mruknęła do siebie - Ja potrafię o siebie zadbać... przynajmniej jak chodzi o walki w ręcz
-
-No to zostaje... zatruuuuucie. Czy pamiętasz żebyś coś zjadła no cóż, co mogło być zatrute?-popatrzyła znowu na brzuch jakby była przekonana, że jednak ma zęba w brzuchu.- A poproszę jeszcze jedną kolejkę.
-
-No cóż... Jadłam ognika. Może dlatego był sam -Zaklęła coś pod nosem -Stado go zostawiło, bo był chory...- Nachyliła się i dolała wywaru
-
Wpatrywała się ciągle w jej brzuch uparcie, nie zauważyła, że Zuzm coś do niej powiedziała.
- A tak najprawdopodobniej dlatego.- Wzięła głęboki łyk trunku, szklanka prawie się połamała gdy położyła ją (dla niej z lekkością) na ladzie. Zagryzła cytryną i podniosła łapę mówiąc-Jeszcze jedna kolejka!
-
Nalała jej jeszcze
-Delikatnie... Nie nic mnie nie ugryzło jakiejś walce, Ja Nie Walczę! -Ryknęła, I dokończyła wodę. Weszła do kuchni i włączyła czajnik.
-
Jej wzrok przeniósł się na twarz.
-Dobrze, spokojnie. Tak więc Zuzm jesteś...?-Zapytała z lekka przerażona-Bo ja, to jestem Pozaziemska.
Wypiła alkohol, popatrzyła się na szklanki jakby mówiła-Czy jeszcze może być jeszcze jedna kolejka?
W jej głosie było słychać lekkie upicie a z ust zapach drinka.
-
-Ja? Powiernikiem, Wyszła z kuchni i dolała jeszcze więcej. -A to, że ty jesteś pozaziemska to łatwo zauważyć.
-
-No racja... Dawno nie widziałam powiernika, chyba nawet nigdy.A w co się zmieniasz?-Oczekiwała takie samego zachowania jakiego doświadczyła w porcie. Jednak osoba z którą rozmawiała była o wieele milsza.
-
-Ja przechodzę w smoka... Taki wielki, czarny, szybki i zwinny... Taki super smok... Tym bardziej, że moce się nasiliły, jako, że jestem Powiernikiem. -Delikatnie się uśmiechnęła... Leith zapewne mając 1000 lat, wiedziałby co zrobić na zatrucie... Ja jeszcze jestem pewna.
-
Przez głowę przeszła jej myśl.Czyli jak jest smokiem powinna kochać latać, czyli osoba do towarzystwa w lataniu
Draconem wydała okrzyk radości, ale po chwili żałowała, że to zrobiła...
- A czy lubisz latać.- Nie pozwoliła jej odpowiedzieć, szczęśliwa ciągnęła dalej-Bo wiesz nigdy tak z nikim nie latałam (oprócz Amona, to się nie liczy). A zawsze chciałam mieć przyjaciela który ze mną oglądałby zaćmienia, świty, gwiazdy i pełnie.
-
-Tak lubię latać, tylko ciężko mi się zmienia w smoka, łatwiej wrócić, ale zamienić, nad tym nie myślałam. -Wzruszyła ramionami, poszła do kuchni i zaczęła szukać jakieś ziela, Setki słoików, połowa bez podpisów, a druga pusta. Odkręcała każdy słoik i wąchała, jak dobrze pachniał to kładła na stole, jak nie-Odkładała na miejsce.
-
-Ale zgadzasz się na pzrejażdzke?-Wpatrywała się w jej oczy, podobnie jak wcześniej w brzuch-No cóż jeszcze jedna kolejka, a może ty też dasz się namówić na kilka drinków?
Draconem uśmiechała się i czasem śpiewała podobnie jak pijacy w porcie.
-
-Nie będę latać z pijanym pilotem, -Zaśmiała się -Ja nie piję! Tylko woda, soki i krew, ale to rzadko. Możesz nie śpiewać?
-
-Już, już nie śpiewam. Spokojnie jestem Manticorą, dla mnie taki drink to dla innych rozwodnione wino. Cóż myślę że to będzie ostatnia kolejka i pójdę polatać.
-
Dolała jeszcze, już w sumie do końca.
-Bardzo ucieleśniłaś się z ludźmi. Zachowujesz, się jak oni.
-
-Można powiedzieć, że trochę tak, jednak dla osób których nie lubię lub nie znam jestem dzika.- Wypiła do końca drinka i zapytała- Czy będziesz dzisiaj wolna?
-
-Nie wiem, nie przewiduję przyszłości... Ale zawsze coś znajdę.
-
-Czyli nie masz żadnych planów? A teraz masz czas?
-
-No chyba tak, chociaż ciemno się, robi, mogłabym pójść do Akademii, zająć się tymi małymi stworzeniami -Aż się rozpromieniła na myśl o nich. Wyciągnęła rękę i przyciągnęła do siebie wielki kubek, świeżo zaparzonej mięty.
-
-Dobry pomysł, prowadź.
-
Lyknęła cały kubek na raz i narzuciła na ramiona płaszcz.
-A ty chcesz potwora?
-
- Tak chętnie, miałabym kogoś do towarzystwa.-Uśmiechnęła się i przez miała minę marzyciela.
-
-Dobra... -Wyszła.
-
Wyszła.
-
Weszła, rozejrzała się jeszcze raz...
-Trzeba by zrobić duże wejście. -Weszła na piętro, zamieszkane przez Aryę. Później na drabinę i była na dachu. Prawie płaskim dachu.
-Dziura będzie tu, tędy, i na drugą stronę baru. Tak, to będzie dobre
-
Wróciła do budynku, zaszła do wspólnej garderoby. Ściągnęła sukienkę, otworzyła szafę, i wyciągnęła kurtkę moro i szorty
-Na taką pogodę, to będzie dobre. -Nałożyła
-
Wszedł. Nie był w sumie głody, ale lepiej poznać kogoś jeszcze. Usiadł przy blacie i zaczął się rozglądać. Podrapał się po głowie i odetchnął ciężko.
-
Nawet nie zapięła koszuli, tylko zeszła na dół
-Podać coś? -Powiedziała kiedy stanęła za blatem
-
- Hmm.. - zamyślił się - poproszę herbatę - lekko się uśmiechnął.
-
Weszła. Usiadła przy ladzie jak pies, podniosła rękę i powiedziała:
-To samo jak zawsze.-Uśmiechnęła się.-O cześć fajna marynarka.
Gdy spojrzała po lewo zobaczyła Amona.
-Witaj.-Odrzekła.
-
Weszła do kuchni. Włączyła czajnik i.. I zobaczyła swoje odbicie w lustrze
O boże, ale przypał... aaaghhhrr -Patrzyła na wychudzoną dziewczynę w szorkach, na boso i rozpiętą bluzą, pokazując bandaże zawinięte na piersi... I tak pod bandażami nic nie było, ale tu chodzi o świadomość. Wyciągnęła dwa kubki, wrzuciła saszetki i nalała wodę. Wyszła z kubkami (herbata i wrzątek) i zapiętą bluzą
-O witaj, Draconem... Tak?
-
- Znów Ty? - lekko przekrzywił głowę i oparł się o blat stołu.
-
-Podać coś? -Spojżałą na Mantikorę
-
-Tak to ja. Spokojnie nie chce cię dzisiaj pookurzać mam zły dzień.A to samo jak wczoraj.
-
- Zły..? - zamyślił się, po czym wziął do ręki kubek z herbatą.
-
-Własnie, zły dzień, to prowadzi do konfliktów, może jakoś pomogę?- Ze schodów zleciał Delgado i usiadł na jakiejś wielkiej butelce
-
Wzięła łyk trunku.
-Czy mogła bym prosić krwistego steka?Nie wiem czy warto się mieszać... Nie wiadomo co to coś zrobi.
-
- Co to jest? - spytał i wskazał na małe stworzonko. Wydało mu się trochę słodkie. Położył szklankę na blacie.
- Ta, złe dni.. I wkurzające jaszczurki - zniesmaczył się na samą myśl.
-
Uśmiechnęła się. Popatrzyła się na stworka.
-
-To Delgado, Delgado przywitaj się -Stworek zeskoczył i stanął na czterech łapkach przed Chłopakiem. -Krwisty stek? -Poszła do kuchni i włączyła kuchenkę. Narzuciła mięso
-A teraz gadać co wam się stało, jestem Powiernikiem, mam wprowadzać pokój, a żeby to robić muszę wiedzieć co w trawie piszczy!
-
Pogłaskał stworzonko po głowie i znów wrócił do picia herbaty.
- Jakaś przerośnięta jaszczurka zaczęła obrażać dobre imię Draconem kiedy sobie poszła. Ciekawe co by powiedziała jakbyś tam była - uśmiechnął się szyderczo.
-
-Obrażać... -Wyszła z mięsem na talerzu i położyła jej przed Mantikorą -A wiecie jak się nazywa ta jaszczurka?
-
- Hmm.. Nie pamiętam, abo po prostu się nie przedstawiała - wypił kolejny łyk ciepłej herbaty.
- Ciekawi mnie coby zrobiła gdyby miała do czynienia z moim znajomym. Ten to dopiero umie skopać dupsko chamom, ale ona jest dziewką więc raczej nie skopie jej siedzenia - westchnął.
-
-A jakim znajomym? -Uśmiechnęła się. Podniosłą Delgado, aby nie przeszkadzał mu w jedzeniu
-
Zza kolców pojawiła się główka Koszmara on również zeskoczył na ladę. Uśmiechnął się i wydał dźwięk podobny do torturowanych, przerośniętych jaszczurek.
Wsadziła do pyska całego steka.-Bardzoooo dobry stek.
-
- Stara pijaczyna Leithuś.. - skrzywił się.
- Jeszcze pamiętam do czego mnie kiedyś namawiał, ugh.. - westchnął.
-
-Ale nie tylko mnie obrażała... AMONA też.
Zamyśliła się.
-
-Co, czekaj, Leith? -Dalej nic nie słyszała
-
- Mhm - przytaknął - zło wcielone jakiego świat nie widział! - zaśmiał się.
-
Koszmar patrzył się na Delgado jakby chciał się bawić.
- A czy to nie wygląd przerośniętej jaszczurki.- Zachichotała.
-
Na chwilę ją zmroziło, dobra ma lepsze rzeczy do myślenia.
-A jak ona wygląda?
-
- Chodziło o to że jest taak no cóż no... że aż straszna.
-
- Wielkie czarne, podobne do warana, ma skrzydła, około czterech metrów i okropnie się wymądrza - westchnął i znów wziął łyka herbaty.
-
-Dobra dzięki, zajmę się tym. A tak w ogóle to jak masz na imie? -Spojrzała na chłopaka
-
- Amon - odpowiedział dziewczynie.
-
Draconem uśmiechnęła się .
-
Zaparło jej dech
Czy to jakiś żart?
-No dobra, zajmę się tym. Możecie pójść ze mną
-
-Chętnie.
-
- Ale po co się zajmować jakimś jaszczurzym pomiotem? - skrzywił się.
- Sama sobie nazbiera wrogów to będzie mieć problemy.. A jeszcze gorzej będzie jak faktycznie będzie miała wroga w Leith'u.. - westchnął.
-
Znowu było jej ciężko
-Chodzi o to, że jak nazbiera wrogów, to będzie się rodzić nienawiść, a ja, jako powiernik mam ludzi odganiać od tej myśli.
-
- Heh, to dobrze, że jest ktoś kto wszystko naprawia.. - zarechotał. Wiedział dobrze, że jak zna Leith'a to on wszystko by rozwalił.
-
Draconem nie wiedziała co zrobić czy wyjść czy czekać i dopić drinka.
- To idziemy?
-
-Teraz nie chce mi się w taką pogodę, chociaż możemy pójść, a wiecie gdzie ona jest? -Bardziej przydatna byłaby jako smok, ale zobaczmy co zrobi ze 'słabszym'
-
Zamyślił się i wypił do końca herbatę. Przypatrzył się dziewczynie. Od początku gdy usłyszała imię Leith'a wydawała się mu, że ona się w nim podkochuje?
- Czy mi się wydaje czy zakochałaś się w Leith'u? - lekko skrzywił głowę i postawił szklankę na blacie.
-
- Ostatnio chyba była w Szcieżce życia.
Draconem zdziwiła się gdy usłyszała podkochuje, kim musi być ten Leith?!
-
-To znaczy, no... Eh. -Później usłyszała Draconema - Może nadal tam jest. Można dać jej szansę na zrobienie czegoś. A ty idziesz z nami? Tak na wszelki wypadek gdyby się wypierała. Mnie tam nie było więc byłabym bezsilna. To pójdziesz z nami?
-
- Zmieniłaś temat - mruknął.
- Znaczy mogę.. Ale muszę coś pilnego zrobić, więc będę musiał szybko się zmyć - westchnął.
-
-A co takiego zrobić? -Zabrała pusty talerz Draconema i wyszła do kuchni
-
- Pewno Drac, chce żebyś ją ochrzaniła. Ja na to nie róbcie z igły widły - rzekł.
- A i nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie.
-
- Wole to załatwić bez chrzanu.-Odrzekła.-Tylko kulturalnie na poziomie.
-
-Ale nie wiem czy Annie jest wstanie... Ciągle kłóci się o te poziomy.
-
- Bo najwyraźniej o nic innego innego nie umie - wymruczał.
- Nazwała mnie psem.. - zniesmaczył się i zaczął się bawić swoimi rogami.
-
Wyszła z kuchni, oparła się rękoma i nachyliła nad nim patrząc mu w oczy
-Tak coś mnie łączy z Leithem, ale nie jestem przyzwyczajona do mówienia o uczuciach. A tak w ogóle to co cie to interesuje, jak go spotkasz to po prostu spytaj o Zuzm, a nie męczysz takiego podlotka jak ja! -Po chwili wzięła ręce -Prze... przepraszam, ja tylko... No wiesz kilka lat w samotni, nie łatwo to przechodzi
-
-A mnie?!Mopsem, kluską i wiele innych.
-
- Nic nie szkodzi. Z moich obserwacji po prostu niezbyt się nadaje na materiał na ojca, chłopaka lub coś z tych rzeczy - podrapał się po głowie.
- Drac? Czy wyglądam na psa? - zwrócił się do Mantikory.
-
-Widzę, że to grubsza sprawa, a nie zwykłe obrażanie
-
-Bardziej na koze... nie urażając ciebie. A ja wyglądam ja mopsa z płaską głową?!
-
- Nie za bardzo - odparł - jak się patrzy na pyszczek to bardziej na lwa a nie mopsa.
-
-Nie no, ale fajne rogi, a z tym mopsem, to nie wiem jak wymyśliła
-
- Nic nie poradzę, że jestem pozaziemskim.. - westchnął.
-
-Jak zgaduję ty też? -Spojrzała na Drac
-
Uniosła łapę i powiedziała.- Jeszcze jedna kolejka. Oj tak jeszcze jedna... Ja tak no...
Urwała. Przypomniała sobie coś czego już dawno zapomniała.
-
-Nie jestem przekonana... -I tak nalała jeszcze
-
-Wspomnienia... Skąd wiedziałaś?- Zapytała lekko rozdrażniona.
-
- Mam nadzieję, że jak trochę więcej wypijesz to nie będziesz mnie mylić z kobietą - zwrócił się do Drac i nadal przysłuchiwał się dalszej rozmowie.
-
-Myliłaś go z kobietą?
-
- Nie o to chodzi.. Kiedyś po prostu Leith wypił za dużo i mnie pomylił z kobietą.. - wzdrygną się.
- To było okropne - zniesmaczył się.
-
-Coo?- Z jej ust było czuć trochę alkoholu.
Wypiła alkohol i poprosiła o jeszcze.
-
-Ah, no tak, upity Leith... To jest ciekawe. A coś ci zrobił? -Dolała tam więcej
-
-Ale skąd wiedziałaś?
-
- Wtedy był moim współlokatorem, no i jak przyszedł tak do domu, to zaczął się do mnie dobierać.. To było nie fajne jak całował mnie w szyje ale jak dostał patelnią w łeb to był nieprzytomny kilka godzin - westchnął.
-
-Jak masz puste, to prosisz o więcej -Zaśmiała się z opowieści Leitha -A on wie co zrobił?
-
- Tak.. Rzygał po tym. Bo jeszcze miał kaca - zniesmaczył się.
-
-Jak ja się cieszę, że nie piję! -Zaśmiała się
-
-Myślę, że się nie upije jak on... Nie będę się do was dobierać. Chociaż Amon już oskarżył mnie o dobieranie się do niego...
-
- A on jest nałogowym alkoholikiem - mruknął - nie ma to jak przyciągające się przeciwieństwa..
-
-Taa... - Patrzyła ja Delgado lata po całej sali
-
- Bo Ty chyba jesteś szczęściarą, że się do ciebie nie dobierał.. Chyba że się już z nim przespałaś - skrzywił się.
-
-Nie, no co ty, nie... Wiesz... Nawet się nie da. -Wzruszyła ramionami
-
- On i tak jest uparciuchem.. Nie wiesz na co go stać - zaśmiał się. Przypomniało się mu jak robił głupie rzeczy i się popisywał.
-
-Przy mnie niczego nie wskóra -Zaśmiała się, smok jest silniejszy
-
- Oj zobaczysz na co go jeszcze stać, hyh.. - zarechotał.
-
-Wiecie co, lubię was.
Nie wiadomo czy była tak pijana że nie wiedziała co robi czy jeszcze trzeźwa.
-
- Serioo..? - zdziwił się.
-
-Czemu się zdziwiłeś?
-
-Wiesz, ja też cię lubię, ciebie też -Zwróciła się do Amona
-
- Bo jesteś pijana - westchnął.
- Ale w przeciwieństwie do niektórych jesteście znośni.
-
-Dziękuje!- Uśmiechnęła się do Zuzm i do Amona.-A może byśmy polatali?
-
- Odmawiam - rzucił od razu.
-
-Ja sama się nie zmienię -Uniosła dłonie
-
-Oczekiwałam od ciebie tego słowa.-Zachichotała i spojrzała na Amona.
Koszmar znów usadowił się w kolcach i usnął.
-
- A nie jest do tego Ci potrzebny Leith? Skoro mówiłaś, że się nie prześpicie to od razu zmieniasz się jakiegoś potwora no nie?? - skrzywił głowę.
-
-No wiesz, wystarczą jakiekolwiek pobudzone emocje, mogę się nawet denerwować, lub przerazić. On nie jest niezbędny.
-
- A to ma zabawę.. - zarechotał.
-
Oparła się o blat
-A co, chciałbyś go zastąpić? -Uśmiechnęła się
-
- A czemu by nie? - zachichotał - ale Leith by mnie wtedy zabił albo gorzej..
-
Znowu stanęła
-Oj, wiem... Czytałam ogłoszenia w mieście i widać trochę zadziałał... Ciekawe czy uzna to wszystko ze obgadywanie?
-
- Jego praca. On się nie przejmuje takimi rzeczami - zarechotał.
- Nawet jeśli to byłby bardzo zły, a rzadko taki bywa.
-
-A widziałeś go bardzo złego? Ja tylko pijanego, i statycznego... Chyba
-
- Tak.. Nie fajny jest wtedy. Jest szalony, jakby mu szajba do głowy strzeliła. Jest wtedy wstanie zrobić wszystko, ale później on tego żałuje. Tak było z jego bratem - westchnął.
-
-Amos? Tak? Co się z nim stało? Jeżeli wiesz oczywiście.
-
- Hmm.. - zamyślił się - o ile pamiętam to Amos był ukochanym braciszkiem Leitha i coś tam było, że mieszkali w sierocińcu czy tam sami i pewnego razu Leith przeszedł pierwszy raz przemianę w tego strasznego Żniwiarza no i zabijał kogo popadnie i pod jego kosę wpadł Amos. Jak się o tym dowiedział to nawet chciał się kilka razy zabić. Możliwe, że jeszcze ma kilka blizn na rękach. Pamiętam, że chciał się powiesić za to co zrobił - odparł.
-
Zakryła sobie usta ręką
Ah ten głupi dziewczęcy odruch
-Dzisiaj byłam Leithem na jego grobie... Nie wyglądał na zbyt radosnego.
-
- Cóż się dziwić. Leith miał dość dziwną i przykrą przeszłość, ale stara się to ukryć jak najlepiej potrafi i mu to wychodzi.
-
- Muszę się już zbierać - westchnął, wstał i wyszedł.
- Do zobaczenia następnym razem..
-
-Pa. -Uniosła rękę.
-
Draconem nadal siedziała. Przysłuchiwała się dokładnie i próbowała wyobrazić sobie Leitha.
- No cóż... Ten no... Jak Delgado?.-W końcu powiedziała.
-
-Delgado? Dobrze, trochę wymagający, ale jest dobrze.
-
Uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Chyba już pójdę, nie będę ci zawracać głowy.
-
-Dobra, żegnam i do zobaczenia
-
Wyszła.
-
Po chwili zastanowienia również opuściła bar
-
Weszła piekielnie głodna. Usiadła przy stoliku pod ścianą, a Amigo umościł się na oparciu krzesła na przeciwko. Oparła się wygodniej i stwierdziła, że poczeka. Nie ma co pośpieszać Zuzm i Aryi. Dostosuje się.
-
-------------------
A czy mogę napisać za Aryię?
-
Weszła do baru ze Starrem na głowie. Zobaczyła znajomą jej twarz... Sue. Uśmiechnęła się od razu i podeszła do jej stolika. Stanęła obok krzesła naprzeciwko Sue, po czym zwróciła się do niej.
- Można...?
-
Zeszłą na dół
-Co paniom podać -Uśmiechnęła się
-
Spojrzała na kelnerke - Ja poproszę szklanke wody. - powiedziała, nie będąc głodną.
-
Zaszła do kuchni i nalała najczystszą wodę jaką mają, prosto do świeżo polerowanej szklanki. Wyszła i podała picie przed dziewczynę.
-
- siostry nie wpuszczę? Nie jestemj taka, siadaj Ev - zwróciła się do sis i odpowiedziała kelnerce - masz krystalicznie czystą, słoną wodę? Jeśli tak, to poproszę
-
Uśmiechnęła się do Sue i usiadła obok.
-
Zaszła do kuchni i nalała wodę, taką jaką chciała dziewczyna. Wyszła i podała kolejną szklankę
-Jesteście siostrami? -Powiedziała zaciekawiona choć dobrze wiedziała, że nie powinna
-
- tak, jesteśmy - powiedziała do Aryi - a ty ciekawska - roześmiała się.
-
-Jak miło! -Uśmiechnęła się -Ja ciekawska? Ja tylko potwierdzam to co usłyszałam
-
- lubię osoby ciekawskie... są interesujące i znją najwięcej nowinek - powiedziała i wypiła całą wodę - a może podasz mi jakieś mięso? Takie na wpół surowe, najlepiej dziczyzna - uśmiechnęła się. Kiedyś przestała panować nad odczuciami z drugiej formy i teraz tak je...
-
Uśmiechnięta pobiegła do kuchni, grzebać w szafkach w poszukiwaniu mięsa. Kiedy znalazła to o co jej chodziło, wzruciła spory kawał na kuchenkę
-
Mięso skończyło się piec. Gorące nałożyła na talerz i podała Sueil
-Smacznego!
-
- bardzo dziękuję - zaczęła jeść ze smakiem doskonale zrobioną porcję. - czy mogłabys mi podać jeszcze coś łsodkiego? Zdaję się na twój wybór, a dawno słodkiego nie jadłam. - uśmiechnęła się, jak to ona ma w zwyczaju.
- no więc Ev, może bys pokazała swojej rodzonej siostrze w jakim to miejscu przeżyłaś...? I cóz to za sliczny maluch - pogłaskała zwierzaczka siostry po głowie - ja mam własnego, oto Amigo - zaprezentowała śpiącego malca.
-
Poszła do kuchni... Gdzieś tu były landrynki, tylko gdzie? Przeglądał wszystkiepółki, każdą po kolei. Ah te małe dźadostwa!
-
Znalazłą! Szkatułkę pozlepianych landrynek. Kilka razy udeżyła szkatółką o pułkę i każda landrynka by ła osobno. Zadowolona położyła łup, przed dziewczynami
-
- dziękuję, z przyjemnością troszkę zjem... Evvie, milczku, powiedz mi wreszcie jak ci się udało? - zjadła dwie żółte landrynki.
-
Ocknęła się - O, przepraszam... em... biegnąc przez las znalazłam grotę i jakoś tak tam zostałam... wiatr mnie prowadził, wiedział, gdzie się odnajdę na nowo... urządziłam tam sobie, poznawałam różne rośliny, trucizny itp... i jakoś sobie poradziłam ^^ a ty?
-
- oj coś to bardzo skróciłaś - uniosła brwi, ale zaraz potem odpowiedziała na pytanie Ev. - ja? Mnie matka ukryła w szafie... Uciekłam jako tygrys, rozumiesz? Mnie też pomógł wiatr, sprowadził mnie do domu czarownicy zmiennokształta, która mnie odmieniała i się mną opiekowała. Zostałam miejscową uzdrowicielką. Ale jak ty przeżyłaś... - głos jej się załamał. Mimo iż nauczyła już się jak powstrzymywać łzy i okazywać tylko radość, mówiła teraz o odwiecznym jej strachu - że nie zdąży kogoś uratować, że się spóźni, że tego kogoś już nie będzie... - ...tragedię? Ja cię szukałam, chciałam byśmy razem ocalały... - po raz pierwszy od baaardzo dawna Sue rozpłakała się. Praca uzdrowicielki dawała jej radość ratowania ludzi, a teraz takie wspomnienia przywołane. To było dla niej za dużo. Amigo natychmiast zaczął się do niej przytulać, patrzeć pytającym wzrokiem.
-
- Sue ... - przytuliła ją - ...matka mnie wysłała w las, nie mówiła gdzie mam iść, po prostu kazała mi biec... - Łza jej popłynęła po policzku - ...i biegłam, jak kazała... słysząc ostatnie krzyki rodziny... nie wiedziałam, że Ciebie też uratowała, to się działo tak szybko, ja... cały świat się dla mnie zawalił...
-
- dla mnie też... - powiedzoiała ponuro. Spojrzała na przytulającą ją dziewczynę.
- ech, dawno nie płakałam, za to ty moja droga, bardzo dobrze dałaś sobie radę. Ja bym w lesie nie pożyła zbyt długo... - otarła łzy, przecież nie moze AŻ tak się rozklejać nad przeszłością. - chodź Ev, pokażesz mi gdize ty się urządziłaś w tym lesie... - próbowała się uśiechnąć i po raz pierwszy jej się to nie udało. Łzy płynęły dalej.
-
Otarła jej łzy. - Ok ^^ to chodźmy... - /Wychodzi z nią/
-
Zamieniła się w papugę i przysiadła na jednym z krzeseł
-
Wszedł do baru raźnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Taki to go dawno nikt nie widział. Prowadził... yy... ciągnął za sobą Evvie. Puścił ją dopiero gdy dotarli na miejsce.
- Jestem głodny jak wilk - po czym uświadomił sobie co palnął i zachichotał pod nosem. Mogło to zdziwić dziewczynę, ale to był taki jego prywatny kawał. Gdy się uspokoił powiedział tylko.
- Choć zajmijmy jakieś wygodne miejsca przy stole.
I poszedł ciut dalej w jakiś zaciszny kącik tego uroczego miejsca.
-
- Ok ^^ - też poszła dalej. Stanęła z nim przy jednym ze stolików i usiadła przy nim, czekając, aż on zrobi to samo.
-
Podleciała do pary i w ostatnim momencie przed stałem, stanęła na nogi
-Co mogę wam podać?
-
- Ja poproszę jakieś mniejsze mięso i szklankę wody... - Nie jadła zwykle zbyt wiele, przyzwyczajenie...
-
Siadając rozglądał się za jakąś kelnerką... dostrzegł jedynie papugę. Wprawiając swoje szare komórki w ruch uświadomił sobie, że kelnerka również pewnie jest mieszańcem. Uśmiechnął się do ptaka i powiedział ciepłym głosem pełnym nonszalancji.
- Czy możemy poprosić o najlepsze danie obiadowe jakie tu podajecie?
Teraz jednak zastanawiał się czy jest Zuzm. Nie miał by nic przeciw by ją spotkać. Czy nie powinna o tej porze pracować... w sumie nie znał jej godzin pracy. Spojrzał na Evvie.
-
Tak się złożyło, że spojrzała na niego w tym samym czasie, co on. Tym razem, nie odwróciła wzroku, a uśmiechnęła się. Czuła się pewniej, ale jeszcze nie całkowicie... Dziwne, dopiero co dziś się poznali, a ona ma wrażenie, że się znają o wiele dłużej...
-
-Oczywiście... -Wyszła do kuchni. Zestaw obiadowy, ale mała wersja dla dziewczyny. Dobra! Włączyła Grilla i nałożyła Piękny kawałek Mięsa i obok równie piękny, lecz troszkę mniejszy. Na blacie obok pokroiła Warzywa, a w garze zagotowała makaron.
-
Miał podobne wrażenie, ale nie przyznałby się jak na złość. Już taki jest i nie da się chyba go zmienić. Nagle go olśniło i odwrócił się jeszcze do kelnerki zanim ta wyszła.
- Przepraszam, moja droga, ale czy jest może Zuzm? - posłał jej jeden z swoich najbardziej uroczych uśmiechów. Pff... znalazł się. Chciał być po prostu miły, a to że Evvie wprawiała go w taki dobry nastrój to już inna sprawa. Kiedy miał dobry humor stawał się zupełnie inny.
-
Zaśmiała się w duchu, że jak mogła się na początku obawiać takiej miłej osoby jak on? Niedługo będzie najmilszego anioła się bać... Stwierdziła, że jeszcze nigdy nie spotkała kogoś takiego jak on... i takich niezwykłych oczu, charakteru, uśmiechu...
-
Doszły do niej, słowa chłopaka.
-Niestety, nie ma szefowej. Wyszła i jeszcze nie wruciła. Zazwyczaj, pojawia się kiedy ktoś jest. Może niedługo przyjdzie... -Powiedziała na tyle głośno, żeby usłyszeli z kuchni. Wyciągnęła dwa talerze i nałożyła makaron. Na to sos, na sos skrojone mięso. Dookoła makaronu warzywa. Jakimś sposobem złapała dwie szklanki wody. Dumna z siebie wyszła i podała im jedzenie.
-Smacznego! -Odeszła za ladę
-
Zaczęła powoli jeść. Co chwile ukradkiem patrzyła na chłopaka, nie wiedziała dlaczego, po prostu czuła taką potrzebę, nic innego...
-
Skrzywił się nieco słysząc o tym, ale nie chcąc zniszczyć radosnej atmosfery uśmiechnął się do Evvie. I w końcu podali jedzenie! W jego oczach ach zabłysło. Był taki głodny. Posłał kelnerce spojrzenie pełne wdzięczności i rzekł.
- Dzięki! - i zwrócił się do Evvie - To smacznego!
I zaczął jeść. I znów objawiła się jego kolejna, dość specyficzna, cecha. Widząc jak gmera widelcem w talerzu można zauważyć, że na bok odkłada wszelkie warzywa kręcąc na nie nosem. Niczym rozpieszczony bachor. Ze smakiem natomiast zajadał się makaronem i mięsem. Wody nie tknął. Dość szybko opróżniał się jego talerz. Zerknął na dziewczynę i jakby się opamiętał. Spiekł raka za swoją niegrzeczność i zaczął jeść wolniej.
-
Zachowanie Taharakiego jej nie odstraszyło, wręcz przeciwnie, rozbawiło. Przybliżyła rękę do ust, by powstrzymać chichot. Po chwili je dalej. Po kilkunastu minutach, gdy już zjadła, popiła wodą.
-
Czuł się głupio. Był tak głodny, że zapomniał jak się zachować w towarzystwie. Jednak nie zraziło to dziewczyny. Czuł jak pieką go poliki. Kiedy przyjdzie Zuzm...?! Już praktycznie skończył jeść. Talerz był niemal czysty gdyby nie kupka warzyw z boku. Sięgnął po szklankę wody i zaczął ją powoli pić. Przyjemnie chłodziła suche gardło. Odstawił pustą szklankę.
- Masz ochotę na deser?
Wyszczerzył się, a w jego oczach tańczyły radosne iskierki.
-
- Pewnie - Uśmiechnęła się. Spojrzała w jego radosne oczy. Były o wiele ładniejsze, niż gdy były ponure... Chociaż wtedy też dziewczyna uważała, że są śliczne. Spojrzała na jego talerz.
- Ktoś tu nie lubi warzyw - Na jej twarzy pojawił się lekko złośliwy uśmieszek.
-
Radosna patrzyła na nich. Kiedy zaczęli mówić o deserze, podeszła.
-Jaki chcecia deser? -Podniosła talerze
-
- Poproszę dwa najlepsze desery jakie tu macie! - odwrócił się do kelnerki i krzyknął. Nie na tyle głośno by rozniosło się to po całej okolicy oczywiście. Spojrzał na swój talerz, a potem na Evvie. Prychnął i skrzyżował ręce na piersi. Oparł się o oparcie.
- Pfff - i udał naburmuszonego jednak jego oczy dalej się śmiały. Poza tym "foch" nie trwał zbyt długo. Normalnie siedzieli na przeciw siebie, ale on nagle wstał i usiadł koło niej. Łobuzerski grymas pojawił się mu na twarzy, a psotny blask zalśnił w oczach.
- A ktoś tu za chwile będzie miał kare za krytykowanie mnie! - to miało brzmieć groźnie jednak gdy za chwile zaczął ją łaskotać sam się z tego śmiał. I już po "złym glinie".
-
Zaczęła się śmiać, pod wpływem łaskotek. - Przee eeestań... hyh... proooo szee... - Dalej się śmieje - Juuuuż bęę... będę... grzeeee cznaa x3 - próbuje zrobić "sweet eyes", ale przez śmiech jej to nie za bardzo wychodzi...
-
- Teraz błagasz o litość? - również się śmiał. - Było nie igrać z ogniem!
Gdy zrozumiał jak bardzo trafna była jego wypowiedź przestał ją łaskotać i złapał się za brzuch. Śmiał się niemal do rozpuku. Spojrzał na nią udając poważną minę. Groził jej palcem.
- Tym razem ci wypaczę! - powiedział dobrodusznie.
-
Odeszła do kuchni. Ostatnio coś tam z nudy robiła. Patrzyłą po pułkach szukając łupu. Jest! Mamy ciasto! Wyciągnęła blachę i wycięła trzy kawałki. Każdy na odzielny talerz.
-
Odetchnęła. - Ależ dziękuję za litość - zaśmiała się. Jej... jak ona dawno nie była łaskotana... przypomniała sobie, jakie to jest fajne uczucie... Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się ponownie.
- A z tym ogniem... to chyba jeszcze nie raz zaigram jak będę miała powód x3
-
- Się poparzysz! - ostrzegł ją szczerząc się. Dopiero teraz zauważył na stole świeczkę. Tylko by ją złapać musiał wstać. Lenistwo i tyle. Jednak się przemógł i wstał. Chwycił świeczkę. Sam czubek jego palca wskazującego się zapalił, a on podpalił knot świeczki. Wstał i znów ją ułożył na świeczniku. Nie usiadł obok Evvie tylko wrócił na swoje stare miejcie gdzie siedział przed nią. Rozejrzał się z żalem.
- Gdzie nasz deser? - spytał z miną zbitego szczeniaka.
-
Wyszła z ciastami. Trzeba było poczekać. położyłą dwa kawałki przed nimi, a jeden wzięła dla siebie i usiadła przy ladzie.
-
- Jak na zawołanie - uśmiechnął się do kelnerki. Normalnie już dawno by się zdenerwował jednak przy Evvie stawał się dziwnie spokojny. Zaciągnął się zapachem ciasta. Wyglądała pysznie, że aż się oblizał patrząc na nie.
- Zawsze lubiłem słodycze... - powiedział jakby na usprawiedliwienie i zaczął zajadać się ciastem.
-
Gdy zobaczyła palącą się świeczkę, wpatrywała się w mały płomyczek ognia na niej, który odbił się w jej fioletowych oczkach. Po chwili, zobaczyła przed sobą kawałek ciasta, więc podziękowała kelnerce i zaczęła jeść, tak samo wolno jak wtedy.
- Ja też... - Uśmiechnęła się do niego.
-
Już prawie kończył.
- Jak można nie lubić słodyczy. - powiedział i wziął jeszcze kawałek. - Tacy ludzie są podejrzani.
I znów kawałek ciasta. On by mógł żreć, żreć i żreć w nieskończoność. A to wcale nie odbijało się na jego ciele. Faceci to mają fajnie. Spojrzał w fioletowe oczy Evvie, w których odbijał się płomyk świecy. I się tak zapatrzył.
//idę na kolacje~
-
Już też kończąc, zobaczyła na sobie jego spojrzenie. Odruchowo też spojrzała w jego oczy, ale z pod jej długich rzęs. To niebieskie i żółte oko... niezwykłe. Jeszcze do tego w nich ten tańczący płomyczek, bajka...
//ok.
-
Nagle zdał sobie sprawę, że to niegrzecznie tak gapić się na kogoś. Zarumienił się i odwrócił wzrok. Drapiąc się po głowie próbował coś powiedzieć.
- No.. ten... ee... - nie dało się ukryć, że zrobił się cały czerwony. Niczym burak. Ktoś ma ochotę na buraczaną? Spojrzał za okno. Słońce chowało się za chmurami, ale było raczej ciepło. Szarzy ludzie chodzili po ulicach i błądzili tak bez celu. Przynajmniej jakiegoś ważnego. Garbili się i przepychali nie widząc świata poza tym ich i tak mało ważnym celem. Nawet siebie nie widzieli. Taharakiego irytował taki egoizm. Teraz zapatrzył się w okno marszcząc groźnie brwi.
-
Nawet fajnie się rumieni... pomyślała. Po czym zadała sobie pytanie: "Co się ze mną dzieje?!". Też odwróciła wzrok, a jej talerz był już pusty. Patrzy po kątach, kątem oka widząc, że Taharaki patrzy przez okno.
-
Zamknął oczy i pokręcił przecząco głowa. Jakby chciał wymazać obraz tej nędzy. Westchnął i odwrócił się w stronę drzwi. Miał nadzieje, że wejdzie nimi za chwile Zuzm jednak pustka. Przewrócił oczami i powiedział do Evvie.
- Chyba już nic tu po nas. - dziwnie to brzmi. "Nas". A może mi się wydaje? - To... co będziesz teraz robić?
Zapytał lekko zmieszany. Nie sądził by dziewczyna chciała dalej spędzać z nim czas. Na pewno miała coś ważnego na głowie, a on jej tylko zajmuje czas.
-
Spojrzała na niego.
- Chm... w sumie, nie mam nic do roboty... jak co wieczór chyba będę się kręcić... - Zawsze wieczorem idzie w jakieś miejsce, by zobaczyć zachód słońca, najczęściej wspina się na jakieś samotne drzewo... Ciekawe, czy by chciał iść ze mną...? Ja już raz pytałam, to może teraz on...
-
Cicho ucieszył się, że nie ma żadnych planów jednak nie pokazał jej tego po sobie.
- To... może pokręcimy się gdzieś razem? Jeśli chcesz oczywiście - dodał. On się nie narzuca. On proponuję. Zacznie się rzucać jak coś go zirytuje, ale wątpił by coś takiego miało by miejsce na oczach Evvie. Nie pozwolił by na to. Absolutnie!
-
tak!
- Pewnie ^^ miło będzie dla odmiany z kimś iść... - Wstała.
- Więc chodźmy x3 - Idzie z nim do wyjścia, mówiąc do kelnerki "do widzenia".
//jbc drzewo spotkania: miejsce oczyszczenia x3
-
Wstał i poszedł za nią uśmiechając się pod nosem i gwiżdżąc jakąś melodie. Wesołą melodie. Pomachał kelnerce, a na stole zostawił jej 10$. Za miłą obsługę.
//Niech ktoś odejmie mi 10$ z konta :3