Dzikie tereny > Akademia

Sala nr 1

(1/7) > >>

Zuzm:
Jeśli się znajdziesz tutaj, to pierwsze wrażenie nie jest najlepsze. Wielka metalowa półka wypełniona strzykawkami, igłami, lekarstwami i innymi chemikaliami. Jednak jeżeli ominiesz półkę to zauważysz dużą, okrągłą, drewnianą sale z wieloma oknami, na środku leży skórzany, wielki kojec wypchany najmiększą możliwą watą i pierzem. Dookoła rozrzucone jest trochę ziemi, piasku, błota i w jednym koncie stoi źródełko z czystą wodą. wszędzie leżą zabawki, maskotki, piłeczki, obroże, smycze itd. Tylko cały ten radosny nastrój psuje skrzynia z czarnego drewna. Zazwyczaj stoi zamknięta, ale kiedy się otworzy to można zauważyć łańcuchy, kajdanki, liny i sznury. Na niektórych przedmiotach jeszcze zostało trochę krwii wcześniejszych "użytkowników".



(niema takiego obrazka, zdjęcia)

Zuzm:
Weszła, prowadząc psa. Delgado najpierw coś pisnął, jednak po chwili zrozumiał, że to nie chodzi o niego. Pobiegł do przodu, ominął półkę i zaczął biegać po sali. Pies trochę się speszył, jednak po chwili namysłu, luźno chodził po sali.
-Dobra, kładź się. -Wydała rozkaz, a pies posłusznie rozłożył się na kojcu. Dziewczyna podeszła do skrzynki i wyciągnęła starą linę. Delikatnie związała zwierzaka.
-Postaram się jak najdelikatniej -Mruknęła i w półki wyjęła jaskrawo czerwoną strzykawkę.

Zuzm:
Delikatnie wbiła ostrze w pierś psa, i powolnie wcisnęła substancje w jego ciało. Było tak jak przewidywała, wił i szamotał się. Kiedy robiła to pierwszy raz, to skuliła się w rogu i przeprasza węża za swoją głupotę, a teraz pięknie wyrósł. Malutki Salomon. Teraz jednak zacisnęła jego pysk, aby nie zwymiotował i się nie zranił. Resztą ciała przytrzymywała jego tułowie.
-Cii... zaraz się skończy -Powtarzała. -Jeszcze tylko chwilka... -Głaskała go wolną dłonią. -A teraz słuchaj. Twoi panowie cię zostawili na pastwę losu, na 4 piętrze swojego domu. Byłeś wychudzony, marny, ale nadal ich kochałeś, tak? -Jęknął -A teraz mam dla ciebie nowe miejsce, w którym nie ma bardziej kochającej osoby. -Niewytrzymała, z oczy popłynęło kilka łez -Jest mądry, szlachetny, pomaga wszystkim komu może, dobrze się tobą zaopiekuje. Spokojnie... Z nim, nic ci się nie stanie. -Wytarła oczy.

Zuzm:
Po chwili pies się uspokoił. Był inny. Był towarzyszem. Miał kilka ogonów o czerwonych ogonach. Mądrym spojrzeniem przyglądał się światu. Już nie był słabym psiną ze starego opuszczonego domu. Teraz już nie zazna głodu.
-No dobra młody! -Rozwiązała więzy i wstała.- Trzeba dać cię do twojego pana. Delgado, później tu wracamy, czuję czyjąś obecność. -Ruszyła do przodu /wyszła/

Zuzm:
Pojawiła się przez tajne przejście. Postawiła Deadly na kojcu i podała jej kilka kawałków mięsa.
-Jedz, dawaj, proszę... Nie! -Krzyknęła i wstała wnerwiona

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej